tag:blogger.com,1999:blog-5776041352737032212024-03-05T16:51:55.389+01:00Chwedyki tu i tamblog głównie podróżniczyAdam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.comBlogger19125tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-30957054668305286562014-03-15T17:07:00.001+01:002014-03-15T17:07:19.828+01:00Ciego de Ávila<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Rano – jak zwykle
– śniadanie, ale tym razem trochę inne, bo dostajemy tosty, krokiety i deser, potem szybkie pakowanie i wyruszamy znowu pieszo na dworzec. Tam oczywiście, mimo
rezerwacji, nie możemy kupić biletu, każą nam siedzieć i czekać. W
międzyczasie zaczynają podchodzić taksówkarze. Jeden proponuje, że zawiezie
nas do Ciego de Ávila za 12 CUC, czyli tyle samo, co autobus. Zgadzamy się i
wsiadamy do jego samochodu – kabrioletu z 1952 roku.</span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOdsMMPV7oUhVyqRmIRzSK8mHuBzk7PBd3e4WI3U3XxzPPEbUH2A0TkBvCDaA6XUi3AW0MaQh35BKkM2mGZs8y4CyJysnWDEYeFy4Zaanehx_ovYxh94Nnt1j6uYCBrwkl5a5r5Vqmqkw/s1600/DSC_5614.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOdsMMPV7oUhVyqRmIRzSK8mHuBzk7PBd3e4WI3U3XxzPPEbUH2A0TkBvCDaA6XUi3AW0MaQh35BKkM2mGZs8y4CyJysnWDEYeFy4Zaanehx_ovYxh94Nnt1j6uYCBrwkl5a5r5Vqmqkw/s1600/DSC_5614.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<span lang="PL">W drodze do Ciego
dogadujemy się, że taksówkarz poczeka na nas i później zawiezie nas na
lotnisko. Cenę proponuje niską, bo potrzebuje pieniędzy, żeby zorganizować
piętnaste urodziny swojej córki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W Ciego
zwiedzamy główny plac, bulwar, wstępujemy do lodziarni,
zaglądamy do muzeum miejskiego (podobno najlepsze na Kubie, ale dla nas niezbyt
interesujące), jemy pizzę „z okienka”, a potem jeszcze idziemy do parku miejskiego (mają
tam nawet sztuczne jezioro) i do sklepu dolarowego po rum na pamiątkę. Później przychodzi czas na nasz ostatni obiad na Kubie. Wybieramy podobno najlepszą restaurację w mieście. Jest ona jednak bardzo
rozczarowująca, bo w menu wywieszonym na zewnątrz wypisano inne dania, niż w menu,
które dostajemy od kelnerki w środku. Spośród wegetariańskich przystawek (bo
wegetariańskich dań głównych nie ma) wybieram smażone platany, sałatkę i
pieczone ziemniaki. Niespecjalnie zadowoleni i najedzeni wsiadamy
znowu do taksówki i jedziemy na lotnisko, gdzie nasza kubańska przygoda się kończy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><br /><o:p></o:p></span>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivHa5tvPcbuYZy6WS6aAI9BMGqQm74uENxz4YBVE0FxPGESqy1SwyMDSbJ2bx0reLBEHiGU8-T-hCuukWEK6WX0UBx0kTQqK6ZYKa2bqf1CANpWctYdmivXutRJiQUC2VVCDomz4szXZY/s1600/DSC_5631.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivHa5tvPcbuYZy6WS6aAI9BMGqQm74uENxz4YBVE0FxPGESqy1SwyMDSbJ2bx0reLBEHiGU8-T-hCuukWEK6WX0UBx0kTQqK6ZYKa2bqf1CANpWctYdmivXutRJiQUC2VVCDomz4szXZY/s1600/DSC_5631.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>rynek w Ciego de Ávila</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyACS_HR8QJPXQbzDaD9GzGB27pA9YjujtVTMfBCJQ0vI-j61ADay2QTmSmyX1LORbL-23u2llo1iYWNUa3xKtSO62eOrA757_BBG3h0u9Wc7fYLUKc3gP3kexeJaQLkH7tsxs6cX3WlI/s1600/DSC_5655.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyACS_HR8QJPXQbzDaD9GzGB27pA9YjujtVTMfBCJQ0vI-j61ADay2QTmSmyX1LORbL-23u2llo1iYWNUa3xKtSO62eOrA757_BBG3h0u9Wc7fYLUKc3gP3kexeJaQLkH7tsxs6cX3WlI/s1600/DSC_5655.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>nasza taksówka na lotnisku w Cayo Coco</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-62725400617883161832013-11-21T23:48:00.000+01:002014-03-01T00:16:39.452+01:00Sancti Spiritus<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Wstajemy wcześnie, żeby dotrzeć na czas na autobus do Sancti Spiritus. Jemy szybko
śniadanie (tym razem bez awokado), żegnamy się z Rolando i Emmą i –
uzbrojeni w wizytówkę kolejnego casa particular – docieramy na dworzec. Tam
niestety okazuje się, że nie wiadomo, czy będą dla nas bilety, bo inni
pasażerowie mają rezerwacje (nam poprzedniego dnia powiedziano, że mamy po
prostu przyjść pół godziny przed odjazdem, bo rezerwacja nie jest potrzebna).
Musimy czekać, aż wszyscy kupią bilety. Na końcu okazuje się, że jest dla
nas miejsce. Uff. Jeszcze tylko trzeba zapłacić za bagaż (jak nigdy
wcześniej) i wyruszamy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Widoki z autobusu są piękne – góry, palmy i pola. Żałujemy, że nie możemy wysiąść na chwilę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W Sancti Spiritus na dworcu czeka na nas już właściciel casa
particular, w którym teoretycznie mamy się zatrzymać. Najpierw jednak idziemy zarezerwować bilety na kolejny dzień do Ciego de Ávila, żeby tym
razem uniknąć niespodzianek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Właściciel casa
particular okazuje się niesympatyczny, a na dodatek towarzyszy mu taksówkarz,
który chce od nas 3 CUC za podwiezienie do centrum miasta. Buntujemy się, bo wiemy, że to tylko 2
km. Postanowiliśmy iść i choć wszyscy mówią, że to daleko,
docieramy tam w niecałe pół godziny. Na miejscu wita nas niemiła obsługa, a
pokój średnio nam się podoba, więc rezygnujemy i idziemy gdzie indziej.
Tam z właścicielką nie umiemy się za bardzo dogadać – na wszystkie nasze
pytania odpowiada, że nie ma jej męża i że jest sama. Ostatecznie zgadzamy się na jej cenę i na śniadanie i idziemy zwiedzać miasto.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Właściwie jesteśmy już głodni, więc mimo wczesnej pory idziemy do polecanej w naszym przewodniku
restauracji z widokiem na słynny – najstarszy na Kubie – most. Niestety mają tam tylko jedno danie „do wyboru”, a most nie zrobił na nas piorunującego wrażenia ;)</span><br />
<span lang="PL"></span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbVWC9mER-rfYF4x5l3TglmzYatpFZMb0k-59YGdlylmmS3qBNdim7OThvuDICbprX5GcXBztURhyphenhyphen8ag1KSPqkzFBZ2XTWVhSlC7NQk8gsHktTcks0RU0ysqgeyEZGpIzcoaFqxTIZ610/s1600/DSC_5509.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbVWC9mER-rfYF4x5l3TglmzYatpFZMb0k-59YGdlylmmS3qBNdim7OThvuDICbprX5GcXBztURhyphenhyphen8ag1KSPqkzFBZ2XTWVhSlC7NQk8gsHktTcks0RU0ysqgeyEZGpIzcoaFqxTIZ610/s1600/DSC_5509.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Most Yayabo</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Sancti Spiritus jest bardzo spokojne – jak większość kubańskich miast. Chodzimy trochę opustoszałymi uliczkami, zwiedzamy kościół i targ, wstępujemy na
kawę do hotelowej restauracji (niehotelowej nie umiemy znaleźć). Trochę
pada, więc chowamy się z miejscowymi pod dachem na przystanku i polujemy z aparatem na przejeżdżające stare samochody.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJZSh-2Hng7WjNv6cHF0Jd1BDwA9KFqlwS57s4PCS-tGiyJlcEjHlrdnWTC90jkP_gcoZHiy0KFWoWA3tH92S2BvxTjJQKgKKMnyDXCdGx_47sGauLpPZGRZNnmJzsxxXSE_DxB7C23dY/s1600/DSC_5511.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJZSh-2Hng7WjNv6cHF0Jd1BDwA9KFqlwS57s4PCS-tGiyJlcEjHlrdnWTC90jkP_gcoZHiy0KFWoWA3tH92S2BvxTjJQKgKKMnyDXCdGx_47sGauLpPZGRZNnmJzsxxXSE_DxB7C23dY/s1600/DSC_5511.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNEmnadzTOOWIDD6t65tt5lMHELW0qLlstlwnROdb69UUYs1vR9RfObcY58FV5SIj7zZrfW-3JacrPIVNTlSifvce_-U-pgCjlfIaWw9vf0GPpOY1LHOAVkUCgN5Y4JVB2d3a-UkULuOg/s1600/DSC_5519.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNEmnadzTOOWIDD6t65tt5lMHELW0qLlstlwnROdb69UUYs1vR9RfObcY58FV5SIj7zZrfW-3JacrPIVNTlSifvce_-U-pgCjlfIaWw9vf0GPpOY1LHOAVkUCgN5Y4JVB2d3a-UkULuOg/s1600/DSC_5519.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAfTEyh5yXRsgDCcOC4btUxV15I5UVwgMgnCy0cQg9udfCp3h70HgU962ssW6T2qBl9gzJi4ftpBkXfifqg3e5BUBEuiASwUG0H3FMt-JtC-YbWIcXUcHNVdAETs-wKYdPoTXoZHXc1EE/s1600/DSC_5542.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAfTEyh5yXRsgDCcOC4btUxV15I5UVwgMgnCy0cQg9udfCp3h70HgU962ssW6T2qBl9gzJi4ftpBkXfifqg3e5BUBEuiASwUG0H3FMt-JtC-YbWIcXUcHNVdAETs-wKYdPoTXoZHXc1EE/s1600/DSC_5542.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf9wPCOxLK8Ul1qqsjo-apbpPUV0P0UxOWm6t3MvIapApBtTgUQZMhfzXYFR83t1DJE_VX-FzCC0V0cbNPtU1CMIP5l1qU1JtPb6aiJb5M-atyW5gVlBo6MvmYaqNwzY0QQoUj7THknjE/s1600/DSC_5561.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf9wPCOxLK8Ul1qqsjo-apbpPUV0P0UxOWm6t3MvIapApBtTgUQZMhfzXYFR83t1DJE_VX-FzCC0V0cbNPtU1CMIP5l1qU1JtPb6aiJb5M-atyW5gVlBo6MvmYaqNwzY0QQoUj7THknjE/s1600/DSC_5561.jpg" height="640" width="424" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf__Ms64DXMON07tRHjNii7GiQWqYnfjAsGTyYPNGGMD53VtTobN1fCad1oXnczaNQX7saR5kvq9oSTmiLXlZDbniSyEBmDA0-yS9dTMKpC-BZBTJOvayJmjgI54SkyvXn5M_dHQNg5MI/s1600/DSC_5584.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjf__Ms64DXMON07tRHjNii7GiQWqYnfjAsGTyYPNGGMD53VtTobN1fCad1oXnczaNQX7saR5kvq9oSTmiLXlZDbniSyEBmDA0-yS9dTMKpC-BZBTJOvayJmjgI54SkyvXn5M_dHQNg5MI/s1600/DSC_5584.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Sancti Spiritus, Cuba21.9938214 -79.47038850000001320.1104184 -82.052175500000018 23.877224400000003 -76.888601500000007tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-35615340335364848022013-11-20T23:00:00.000+01:002014-02-26T22:38:46.499+01:00Trinidad<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Dzień zaczyna się
bardzo dobrze i oryginalnie, bo śniadaniem, na które zamiast jajek dostajemy
awokado :) Potem jedziemy turystycznym autobusem na Playa Ancon. Spędzamy tam
trzy godziny, pływając w przezroczystej wodzie Morza Karaibskiego i opalając
się.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGDUvoVc1RayHcIo0yyJ0Tuly4PwIyP9K1PmmS03vdvltx1x6bMQeHaWsPVNDKD7EqYPVgpUp7Dh7Vag-f7gZsXD7YEFz60N0ydnN6TDZ7zY2JpSN3T_PUPEVTOaAM-7law6UyqmNDZNY/s1600/2013-11-20+10.04.49.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGDUvoVc1RayHcIo0yyJ0Tuly4PwIyP9K1PmmS03vdvltx1x6bMQeHaWsPVNDKD7EqYPVgpUp7Dh7Vag-f7gZsXD7YEFz60N0ydnN6TDZ7zY2JpSN3T_PUPEVTOaAM-7law6UyqmNDZNY/s1600/2013-11-20+10.04.49.jpg" height="480" width="640" /></a></div>
<br />
<span lang="PL">Udaje nam się wypatrzyć skradającego się po piasku kraba, a w barze przy
plaży konsumujemy kokosa w towarzystwie miłego Wietnamczyko-Polako-Amerykanina.
Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, kiedy mężczyzna o zdecydowanie azjatyckiej
urodzie, siedzący przy sąsiednim stoliku, zaczyna do nas mówić po polsku. Jak
się po chwili okazuje, pochodzi z Wietnamu, ale przez 15 lat mieszkał w Polsce,
potem przeprowadził się do Kalifornii i podróżuje sobie po świecie. Szczęściarz
;)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<span lang="PL">Po powrocie do Trinidadu
trochę zwiedzamy, idziemy do kawiarni na urodzinowe ciacho i do sklepiku z cygarami.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji75uNYiS3ZvxFJjOglmGmnb3Hki_ix27lHdGYpkcG_fW2YQ5NNeoobUDNhWWrNrZqnckm3szxeLDfpLb9HcPcJmDFYH900WrIgWzNrFJLzoVbNeuYzg74NPYtUPT1XuaernnGp196ZTs/s1600/DSC_5356.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji75uNYiS3ZvxFJjOglmGmnb3Hki_ix27lHdGYpkcG_fW2YQ5NNeoobUDNhWWrNrZqnckm3szxeLDfpLb9HcPcJmDFYH900WrIgWzNrFJLzoVbNeuYzg74NPYtUPT1XuaernnGp196ZTs/s1600/DSC_5356.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHKP0oioohHGFdWnOOW69u_pImu8SiR37wkKJQ15iq6O0O5t8Hu_fScQf7HoEnCcRehLc944hj9oRbnn0lBhhTwHCFUQxXpDMRWDd7w9CXW7SMzHR9EdwKMRzjxrpIRT60bmbZJaL7nXg/s1600/DSC_5348.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHKP0oioohHGFdWnOOW69u_pImu8SiR37wkKJQ15iq6O0O5t8Hu_fScQf7HoEnCcRehLc944hj9oRbnn0lBhhTwHCFUQxXpDMRWDd7w9CXW7SMzHR9EdwKMRzjxrpIRT60bmbZJaL7nXg/s1600/DSC_5348.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<span lang="PL"><span lang="PL">Potem kierujemy się na pocztę, by wysłać
pocztówki. Tam czeka nas kolejne zaskoczenie. </span>Okazuje się, że znaczki, które
kupiliśmy, są ważne tylko na terenie Kuby. Za granicę trzeba kupić inne – mimo,
że w tej samej cenie, to obrazek jest inny. Kupujemy więc kolejne dziesięć
znaczków – tym razem z orchideą. Ciekawe czy pocztówki kiedyś dotrą do
adresatów (dziś już wiemy, że nie dotarły).<o:p></o:p></span></div>
<br />
<span lang="PL">Trinidad bardzo
nam się podoba. Domy są kolorowe i zadbane, dookoła widać góry. Mieszkańcy się uśmiechają i nie są tak natrętni jak w Hawanie. Chętnie pozują też do zdjęć.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiizK1dR7LqBoehDU4nUlX1GFDZTMBmQj2TgHNxxp1oBe7xm54UZWauZvbmTHlKMQ8BR_1SQeGFY0tj0k_sYgsDKvNA0XSFDLIVc-H831DqfFqJLeOoePJaT3jKRew97OkMyDRrGRN8GvE/s1600/DSC_5386.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiizK1dR7LqBoehDU4nUlX1GFDZTMBmQj2TgHNxxp1oBe7xm54UZWauZvbmTHlKMQ8BR_1SQeGFY0tj0k_sYgsDKvNA0XSFDLIVc-H831DqfFqJLeOoePJaT3jKRew97OkMyDRrGRN8GvE/s1600/DSC_5386.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXsgji5sRgbXU6DaU5WRycT0M8_qmGOauJK1A1LQ3JZNhVH_PKuRvRiZzbT5f2p8vITKc68UdCWLf96mwSXimX5RKioUfy8XEPqM9kewzQYigAfXMDIyJy37Y22hs2Cw8-359MzJJ6KI0/s1600/DSC_5381.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXsgji5sRgbXU6DaU5WRycT0M8_qmGOauJK1A1LQ3JZNhVH_PKuRvRiZzbT5f2p8vITKc68UdCWLf96mwSXimX5RKioUfy8XEPqM9kewzQYigAfXMDIyJy37Y22hs2Cw8-359MzJJ6KI0/s1600/DSC_5381.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<span lang="PL">Wieczorem zapuszczamy się w nieturystyczne miejsca na wycieczkę fotograficzną.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBAu7j1OmvgbXas_GqE-oEIeqE6wC35i2cveHUuUwTZvuV101EGYN5sQgO3w2pP4W8UpNXu0ea_GfeIVMSjK9ff9VukRJw7Oie-e63CdLQdWTpidYrlpuzWYNcN1QXWXGwp0FElPdaY0E/s1600/DSC_5384.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBAu7j1OmvgbXas_GqE-oEIeqE6wC35i2cveHUuUwTZvuV101EGYN5sQgO3w2pP4W8UpNXu0ea_GfeIVMSjK9ff9VukRJw7Oie-e63CdLQdWTpidYrlpuzWYNcN1QXWXGwp0FElPdaY0E/s1600/DSC_5384.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnT0veEqlrwAYUHj5TQbb9IR-_mxB13h4D8fcbSsbNoy9703LPqaPW4V7t0vqRTg220NCHYhMRbW9A01lVtFPb5978UfXOZNyoLV_jt_G0KWTAkQnFUzsd-yr0E0PCEy8n-7VmDRTQd_U/s1600/DSC_5392.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnT0veEqlrwAYUHj5TQbb9IR-_mxB13h4D8fcbSsbNoy9703LPqaPW4V7t0vqRTg220NCHYhMRbW9A01lVtFPb5978UfXOZNyoLV_jt_G0KWTAkQnFUzsd-yr0E0PCEy8n-7VmDRTQd_U/s1600/DSC_5392.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy4tfj4cA_klXwWUR2yqaCphe7e-zTGgGXfmjuj9qKYgG2lnEqUNZWI1PL91-teWxmyT7v90KgJOA5cFYwZQzHZoVyfiTfJLaSOCmJ3tVoin3k9vq186ZZRXj7-51gUeyD-iEZhA5O_is/s1600/DSC_5420.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiy4tfj4cA_klXwWUR2yqaCphe7e-zTGgGXfmjuj9qKYgG2lnEqUNZWI1PL91-teWxmyT7v90KgJOA5cFYwZQzHZoVyfiTfJLaSOCmJ3tVoin3k9vq186ZZRXj7-51gUeyD-iEZhA5O_is/s1600/DSC_5420.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizSuQJ2BYC6Snp3ed0v_zzHSepudj2vWBQ54FpJoAdFTGCWhyphenhyphenVsy1SD4383CdpYpZjSNrZSPYwBMj_dGCTye8VrvQz7BtizFqA8yL3CdJKx9aTztgjGFaCGiwWnlWm720pXfaWfy0rEyg/s1600/DSC_5446.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizSuQJ2BYC6Snp3ed0v_zzHSepudj2vWBQ54FpJoAdFTGCWhyphenhyphenVsy1SD4383CdpYpZjSNrZSPYwBMj_dGCTye8VrvQz7BtizFqA8yL3CdJKx9aTztgjGFaCGiwWnlWm720pXfaWfy0rEyg/s1600/DSC_5446.jpg" height="640" width="424" /></a></div>
<br />
<span lang="PL">Kiedy już się ściemnia, wracamy na kolację do casa particular. Kolacja to
prawdziwa uczta – wszystko jest pyszne. Kiedy już jesteśmy tak
najedzeni, że nie możemy się ruszać, czeka na nas niespodzianka – Rolando i
Emma kupili dla mnie tort urodzinowy. Jest mega słodki (właściwie składa się z
samego kremu), no ale udaje nam się zjeść po kawałku. Trochę gadamy po
hiszpańsku, a potem idziemy do Casa De La Musica na drinki i posłuchać muzyki
na żywo.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik7_04joYi7PWcxSAYghezZ1Qnvig9frY5mmNTMDWk6vEM9eV6yt9ct3SFB6EvkFthkZrf5Mc-ATH231fAqu2PcEHmHceeUQ0oNPWKYM0ysJokU1svBBW5F2gF9V0vBE-D2ASVMaHUHjo/s1600/DSC_5475.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEik7_04joYi7PWcxSAYghezZ1Qnvig9frY5mmNTMDWk6vEM9eV6yt9ct3SFB6EvkFthkZrf5Mc-ATH231fAqu2PcEHmHceeUQ0oNPWKYM0ysJokU1svBBW5F2gF9V0vBE-D2ASVMaHUHjo/s1600/DSC_5475.jpg" height="424" width="640" /></a></div>
<span lang="PL"><o:p></o:p></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Trinidad, Cuba21.80423 -79.98483299999998121.7452565 -80.065513999999979 21.8632035 -79.904151999999982tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-31545726443701301752013-11-19T00:30:00.000+01:002014-02-25T00:10:23.797+01:00Cienfuegos<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Rano czeka na nas znowu takie samo śniadanie, jak zwykle, pożegnanie z Yolandą i podróż taksówką do Cienfuegos. Kierowca nie odzywa się do nas przez całą drogę, ale
podróż szybko mija. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W Cienfuegos od
razu dopadają nas inni kierowcy - wysiedliśmy przy dworcu autobusowym, więc liczą na to, że gdzieś dalej się wybieramy. My
jednak nie chcemy z nimi jechać. Wiemy, że taniej będzie jechać wieczornym autobusem do Trinidadu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Przed wejściem na
dworzec spotykamy malutkiego, może miesięcznego kociaka. Okoliczni sprzedawcy mówią, że możemy sobie go wziąć. To bardzo kusząca propozycja, jednak musimy zrezygnować, bo nie mielibyśmy jak go legalnie przetransportować do Anglii.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhewZXdtB2hyphenhyphen1GXAL_Kwo-8u17Tjzp5kBcBblRtFdZmfTmvJH5ifTBk772ExlXiprFFL5YJz8yZ2icwQkHC4e3Y6stQM8GP7TCagiLj_SgXl9HDW0ZzOXQmAXhXpKGIpIMEGrpR6pBZth0/s1600/DSC_5226.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhewZXdtB2hyphenhyphen1GXAL_Kwo-8u17Tjzp5kBcBblRtFdZmfTmvJH5ifTBk772ExlXiprFFL5YJz8yZ2icwQkHC4e3Y6stQM8GP7TCagiLj_SgXl9HDW0ZzOXQmAXhXpKGIpIMEGrpR6pBZth0/s1600/DSC_5226.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Palacio de Ferrer, Cienfuegos</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Biletów na
autobus oczywiście nie możemy kupić od razu. Każą nam przyjść pół godziny przed
odjazdem. Zostawiamy więc duży plecak w przechowalni i idziemy zwiedzać –
najpierw na główny plac. Odnowiony i zadbany, z pomnikiem Jose Marti i teatrem,
bardzo różni się od bocznych uliczek, w których nie ma nic ciekawego.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPTJ3f7PzunvN8RzWOOSsc05cPwFHtHFgJ4JYnr3tAwzMa43d8QyFfMtNYYoXSud5Ji8Rgfu5L8kOtWehWdznFcoTiFhIm2qAZk3w2o-3ntMVg9-WK5rQ_ryNpGR_zDvawLts9rp6_XLE/s1600/DSC_5246.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPTJ3f7PzunvN8RzWOOSsc05cPwFHtHFgJ4JYnr3tAwzMa43d8QyFfMtNYYoXSud5Ji8Rgfu5L8kOtWehWdznFcoTiFhIm2qAZk3w2o-3ntMVg9-WK5rQ_ryNpGR_zDvawLts9rp6_XLE/s1600/DSC_5246.jpg" height="640" width="424" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Benny Moré, pochodzący z Cienfuegos najlepszy piosenkarz kubański</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span lang="PL">Wracamy więc na deptak i główną ulicę (z pomnikiem Benny’ego More) i idziemy aż do
Punta Gorda. Tam podziwiamy ładny widok, a w Palacio de Valle zaopatrujemy się w pocztówki i znaczki.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Potem musimy już wracać, żeby odebrać bagaż i znowu poczekać aż będzie można kupić bilety.</span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgm4wv2nLCXAHXafDO80IRoHAW2eHRmD5HyI1EuUN_RLzX_s56k-_rcVH-b-f8yvpGAw7ZAoD6XXblpmbyZ5Pm5I4LtucHonSNsUMGknOY8AOIsPaL7kt4CD5r5FU6GHsQmY-LNZugkPdU/s1600/DSC_5293.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgm4wv2nLCXAHXafDO80IRoHAW2eHRmD5HyI1EuUN_RLzX_s56k-_rcVH-b-f8yvpGAw7ZAoD6XXblpmbyZ5Pm5I4LtucHonSNsUMGknOY8AOIsPaL7kt4CD5r5FU6GHsQmY-LNZugkPdU/s1600/DSC_5293.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Paseo El Prado, Cienfuegos</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Po drodze do
Trinidadu oglądamy z okien autobusu piękny zachód słońca, a kiedy wysiadamy, jest już ciemno. Na dworcu czeka na nas Rolando – starszy pan,
znajomy Yolandy, który bardzo cieszy się na nasz widok. Wszyscy inni oczekujący
(właściciele casa particulare i naganiacze) zaczynają bić brawo. A to dlatego, że
Rolando zgadywał, kiedy i czym przyjedziemy, i udało mu się :)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Na kolację idziemy do najbardziej eleganckiej restauracji w mieście, w której kelnerzy
mówią po angielsku i witają nas słowami „This is the place”.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Restauracja Sol
Ananda znajduje się w najstarszym domu w Trinidadzie, jest w niej duży wybór
wszelkiego rodzaju dań i nawet trzy dania wegetariańskie. My wybieramy curry z
warzyw (które okazuje się zupełnie inne, niż się spodziewaliśmy) i gazpacho.
Dania są smaczne, a w tle przygrywa zespół muzyczny. Na szczęście ma inny
repertuar, niż większość zespołów na Kubie :)</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9u3pGIhKgA1SF6Fpeq5Bcd4EvyFmhyKTsvUHqCLbWa9ReUJi8zu1AC6JWbLt-T9JXckhCoVn2lmJnLpq0h-ZfZAIQ-9QjztRn-q1lNThzgkPRe8d63f0W8OpMWLE3oGd_Xmt0VrzR6gg/s1600/DSC_5297.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9u3pGIhKgA1SF6Fpeq5Bcd4EvyFmhyKTsvUHqCLbWa9ReUJi8zu1AC6JWbLt-T9JXckhCoVn2lmJnLpq0h-ZfZAIQ-9QjztRn-q1lNThzgkPRe8d63f0W8OpMWLE3oGd_Xmt0VrzR6gg/s1600/DSC_5297.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>ich muzyka była lepsza niż to zdjęcie</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Trinidad, Cuba21.80423 -79.98483299999998121.7452565 -80.065513999999979 21.8632035 -79.904151999999982tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-68046332924249431842013-11-18T22:25:00.000+01:002014-02-13T23:37:33.856+01:00Pożegnanie z Hawaną<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">Rano wpisujemy
się do „księgi gości” Ernesto i czekamy na taksówkę, która ma nas zabrać do
Hawany. Nikt się nie zjawia, więc postanawiamy łapać stopa, ale gdy tylko
wychodzimy na ulicę, podjeżdża shared taxi do stolicy, więc wsiadamy. Oprócz
nas w samochodzie jest jeszcze para Niemców i para Austriaków (ci sami, których
spotkaliśmy w hostelu).</span></span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho4XwU_8KtyXoHY35lGt5jWdDJKh7-15gPShOB44ALvof1qB97hZYjKkaWzlXaPlCVzfwyffGmud2Sgx5Ort1W_LbALshalIWaXHeKJDsFAer-pmIru-tn7XzlicUqmtwXCpPLKSEGjXA/s1600/DSC_5080.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho4XwU_8KtyXoHY35lGt5jWdDJKh7-15gPShOB44ALvof1qB97hZYjKkaWzlXaPlCVzfwyffGmud2Sgx5Ort1W_LbALshalIWaXHeKJDsFAer-pmIru-tn7XzlicUqmtwXCpPLKSEGjXA/s1600/DSC_5080.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="font-size: small;">taksówka do Hawany</span></i></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">W Hawanie
pierwszy przystanek mamy znowu w Hotelu Deauville, gdzie okazuje się, że nie ma
dla nas biletów do Cienfuegos na kolejny dzień. To trochę zbija nas z tropu.
Nie chcemy jechać na stację Viazul, bo to daleko od centrum. Idziemy więc do
Yolandy zostawić rzeczy, a potem coś zjeść i zastanowić się, co dalej.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;"></span></span><br />
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">Los nam
sprzyja, bo kiedy idziemy długą ulicą
Prado w poszukiwaniu okienka z pizzą, zaczepia nas taksówkarz. Po chwili targowania
się (od 100 CUC zeszliśmy do 60 CUC, czyli niewiele drożej, niż bilety na
autobus) i negocjacji zgadza się zawieźć nas do Cienfuegos następnego dnia. <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">W końcu znajdujemy
też pizzę, a właściwie… menu. Jest ono wywieszone przed wejściem do domu, ale
nie mamy pojęcia, gdzie się tę pizzę zamawia. W końcu okazuje się, że właściciel
„pizzerii” przyjmuje zamówienia z balkonu na pierwszym piętrze i trzeba
krzyczeć, jaką pizzę się chce.</span></span><br />
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIahyphenhyphen1v6vdXzwE9nFq1skbjouYp5ezwR_KQTY1J0tGiGLXdkhVlIg1yp5WYtesjtRHA_os0Ga-8s2FYqy9Xk-9XE8uS3HyXXV6Bm6VoyYLQbCV31nwwtaNa-3QGD4l-bXL_G6UD5qQa8k/s1600/DSC_5088.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiIahyphenhyphen1v6vdXzwE9nFq1skbjouYp5ezwR_KQTY1J0tGiGLXdkhVlIg1yp5WYtesjtRHA_os0Ga-8s2FYqy9Xk-9XE8uS3HyXXV6Bm6VoyYLQbCV31nwwtaNa-3QGD4l-bXL_G6UD5qQa8k/s1600/DSC_5088.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Muzeum Rewolucji</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">Posileni idziemy
zobaczyć Muzeum Rewolucji, ale tylko z zewnątrz (mieści się w dawnym Pałacu Prezydenckim),
a potem jedziemy na drugą stronę zatoki autobusem miejskim. Localsi trochę się
nam przyglądają – chyba zwykle turyści nie jeżdżą komunikacją miejską, tylko
taksówkami.</span></span><br />
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizBMmaFDRDMkg-ZAmW95vkLFaoCHQzkx8qhUYdTyw0rx-d3KNH3ybwoRh8nAHemjO4-oXUzzS_szoXPVpRea6ye_VJ_Qta2J5EiHtDxx-edZ56CHzJ4LHkoY1N0sV6df15DMo30O-73T8/s1600/DSC_5127.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizBMmaFDRDMkg-ZAmW95vkLFaoCHQzkx8qhUYdTyw0rx-d3KNH3ybwoRh8nAHemjO4-oXUzzS_szoXPVpRea6ye_VJ_Qta2J5EiHtDxx-edZ56CHzJ4LHkoY1N0sV6df15DMo30O-73T8/s1600/DSC_5127.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Cristo de la Habana</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: inherit;"><span lang="PL">Na drugim brzegu znajdują
się dwa forty. Mniejszy - Castillo de los Tres Reyes Magos del Morro - oglądamy tylko z zewnątrz, a do większego - Castillo de la Real Fuerza - kupujemy
bilety. Nie ma tam jednak dla nas nic ciekawego oprócz widoku na Hawanę z innej
perspektywy oraz jaszczurek. Spędzamy tam trochę czasu, czytamy do końca historię
Kuby, a potem idziemy w stronę pomnika El Cristo, po drodze mijając wystawę
radzieckich rakiet, które spowodowały Kryzys Kubański.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDxjLLDoMOhd_dV34739aTNygVo4aHLnCskgBTFvXbTXfebj82UeppDtd38L8QqOFh4surp5MQ7183nbJ_ctS_SzKCXQyL6aT_X2iJb7mh7BN6ZH4YG-UQVg6tmr2OINnxljmwbFrsO2s/s1600/DSC_5159.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDxjLLDoMOhd_dV34739aTNygVo4aHLnCskgBTFvXbTXfebj82UeppDtd38L8QqOFh4surp5MQ7183nbJ_ctS_SzKCXQyL6aT_X2iJb7mh7BN6ZH4YG-UQVg6tmr2OINnxljmwbFrsO2s/s1600/DSC_5159.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>radzieckie rakiety</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">Do Starej Hawany
wracamy promem. Na szczęście tym razem nie ma w nim porywaczy, którzy chcieliby
popłynąć na Florydę (zdarzało się to ponoć kilka razy w przeszłości). </span></span><br />
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ_OBeGo8LV9oFVHp1hPRXJ5qUYtZe-6dBbHNx0-gs6Km6RoND2YK_FRfs5VtJhWcO_7ZNaMiHZVutU9ON3uW3fHN3sr7t6G0RD_G79MLydICHPyGgxJLmIHOaff_Gv8hKnzidgjXuIQI/s1600/DSC_5167.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ_OBeGo8LV9oFVHp1hPRXJ5qUYtZe-6dBbHNx0-gs6Km6RoND2YK_FRfs5VtJhWcO_7ZNaMiHZVutU9ON3uW3fHN3sr7t6G0RD_G79MLydICHPyGgxJLmIHOaff_Gv8hKnzidgjXuIQI/s1600/DSC_5167.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>widok na południową stronę zatoki</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">Wieczorem znowu
wyruszamy w poszukiwaniu okienka. Tym razem znajdujemy takie niedaleko Malecón.
Zamawiamy dwie porcje spaghetti, fundujemy posiłek napotkanemu Jamajczykowi, a
resztkami częstujemy koczujące w pobliżu bezdomne psy. W ten sposób trzy osoby
i dwa psy są nakarmione za jedyne 2,5 CUC :)<o:p></o:p></span></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><span style="font-family: inherit;">Żeby zakończyć
naszą przygodę z Hawaną, idziemy jeszcze na chwilkę na pełen zakochanych par Malecón.</span><o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Havana, Cuba23.1168 -82.38855699999999222.649255 -83.034004 23.584345000000003 -81.743109999999987tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-50060717860189146202013-11-17T22:00:00.000+01:002014-02-08T19:14:06.742+01:00Rowerowe Viñales<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po standardowym
śniadaniu (omlet + chleb + ser żółty + szynka + ananas + papaja + sok +
kawa + mleko) bierzemy rowery (jeden
lepszy – od Ernesto, a drugi gorszy – od jego sąsiada) i wyruszamy na
wycieczkę. Najpierw oczywiście do centrum Viñales i na północ przez wioskę.
Pierwszym przystankiem jest Cueva de San Miguel – jaskinia, do której wchodzi
się przez bar (mają tam dobre drinki) i w której w czasach kolonialnych
ukrywali się uciekający niewolnicy.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjgAZu0K1hymw92oF4h0dxq5AJonXodR6G5wopdTuLkm4FOSmF_yCipi6jcDZwHz5eeiWG8ATFRUTAZUBBHSgsfRi86t1GXr0fvAKd-Z7fIMj2lZHHJU9tt8VlydT8LBp3g3z2Wkumvuw/s1600/DSC_4958.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjgAZu0K1hymw92oF4h0dxq5AJonXodR6G5wopdTuLkm4FOSmF_yCipi6jcDZwHz5eeiWG8ATFRUTAZUBBHSgsfRi86t1GXr0fvAKd-Z7fIMj2lZHHJU9tt8VlydT8LBp3g3z2Wkumvuw/s1600/DSC_4958.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Cueva de San Miguel, Viñales</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Teraz jaskinia jest wybetonowana i są w
niej węże (wyrzeźbione) oraz nietoperze (prawdziwe). Na drugim końcu jaskini
znajduje się restauracja. Nie dajemy się skusić na nic do jedzenia i jedziemy
dalej – do Cueva del Indio. Zamiast wchodzić do wnętrza jaskini, siedzimy w
knajpce przy wejściu (wygląda na to, że na Kubie do i z każdej jaskini droga
wiedzie przez knajpę), pijąc świeżo wyciśnięty sok z trzciny cukrowej.</span><br />
<span lang="PL"> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtkQnKLVDf60YAalu1VdcqsGctEUBl9JqvsMPfm6w_vxPX5_WNoOzaZEX44qwyD-sUNCpbDaiuwDgr9qVGAjJvOTRngzgvoS5b_kPApWO_e0QhH-Um0GnwcTOHeC8YCebmbfkelQgf0F0/s1600/DSC_4988.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtkQnKLVDf60YAalu1VdcqsGctEUBl9JqvsMPfm6w_vxPX5_WNoOzaZEX44qwyD-sUNCpbDaiuwDgr9qVGAjJvOTRngzgvoS5b_kPApWO_e0QhH-Um0GnwcTOHeC8YCebmbfkelQgf0F0/s1600/DSC_4988.jpg" height="640" width="422" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>wyciskanie soku z trzciny cukrowej</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</span>
<span lang="PL">Niedaleko jaskini
znajduje się farma San Vincento. Chcemy zobaczyć tamtejszą uprawę tytoniu, więc
wybieramy się na spacer. Po chwili spotykamy starszego Kubańczyka, który
namawia nas na wycieczkę na punkt widokowy z nim w roli przewodnika. Zgadzamy
się, idziemy dosyć długo najpierw pod górę, potem w dół i tak kilka razy, po
drodze oglądając ptaki, których nazw i tak nie znamy i nie rozumiemy po
hiszpańsku. W końcu docieramy do zagrody ze świniami. Siadamy w cieniu chaty, a
nasz przewodnik w tym czasie karmi trzodę. Byłoby pięknie, gdyby nie to, że do
chatki przywiązany jest wychudzony psiak, który nie dostał nic do jedzenia…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwunG2Cf2mOwfH5mxf1agNPy2BmWjFgtaLpn4U0C1NBR_n2LFUHNgrVxu5dbU3S89VCP5DHNimF2P-Bf56ND3ANtoz239S8FOte8UKGgLsGDP-oxyeTo0nYEjthPD3I9kTRQEXoHMFNTY/s1600/DSC_5037.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwunG2Cf2mOwfH5mxf1agNPy2BmWjFgtaLpn4U0C1NBR_n2LFUHNgrVxu5dbU3S89VCP5DHNimF2P-Bf56ND3ANtoz239S8FOte8UKGgLsGDP-oxyeTo0nYEjthPD3I9kTRQEXoHMFNTY/s1600/DSC_5037.jpg" height="422" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Płaskodziobek kubański</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Wyruszamy dalej i
w końcu docieramy na punkt widokowy, z którego widać morze, PGR o nazwie
Republica de Chile, góry i okoliczne wioski. Niestety w drodze powrotnej
przewodnik również nie pamięta o tym, żeby nakarmić psiaka. Pytam go więc, czy
ten pies nie je, ale nie uzyskuję odpowiedzi, a na dodatek przewodnik jest
obrażony i nie odzywa się do nas przez całą drogę powrotną.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po zejściu z góry
i oschłym pożegnaniu z przewodnikiem, jedziemy znowu do Viñales. Jedzie się
ciężko, bo akurat jest największy upał, a moje przerzutki średnio działają. No
ale dajemy radę. W końcu miejscowi jeżdżą na gorszych rowerach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W Viñales
trafiamy do tej samej restauracji, co wczoraj. Już wiemy, że porcje są duże, więc
bierzemy jedno danie na spółkę. Dodaje nam to sił, żeby popedałować dalej – do
Mural de la Prehistoria.</span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZ_RhymnnERH4rc4URWYGjEc0T1VvkVLzd4oKdgkGHi2L1LwIKKSapA_s4RLXXzGni5SKqrGbNKUFDc-ylQdqvCeDm7JSB7_WYl-8XZHjx9SCMeTD8u4fc2ZqAS73kOMKu4k3e0CQ4RV0/s1600/DSC_5054.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZ_RhymnnERH4rc4URWYGjEc0T1VvkVLzd4oKdgkGHi2L1LwIKKSapA_s4RLXXzGni5SKqrGbNKUFDc-ylQdqvCeDm7JSB7_WYl-8XZHjx9SCMeTD8u4fc2ZqAS73kOMKu4k3e0CQ4RV0/s1600/DSC_5054.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Mural de la Prehistoria</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Po drodze mijamy
małe drewniane domki. Przed jeden z nich wychodzi kobieta i woła nas, żebyśmy
się zatrzymali. Zaprasza nas do domu, częstuje sokiem, a potem zaczyna
opowiadać, jaka jest biedna i jak ciężko jej się żyje. No i oczywiście chce,
żebyśmy dali jej jakieś kosmetyki, ubrania itp. Niestety – jak zawsze – w
podróż zabraliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Kupujemy od niej więc tylko
trochę kawy i jedziemy dalej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Mural de la Prehistoria
absolutnie nie przypada nam do gustu, ale niedaleko niego znajduje się punkt
widokowy z widokiem na niepomalowane góry :)</span><br />
<span lang="PL"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKZMWdlNgHoIUP7se9Fxd3bsU9UpYIRtGiPfZMz_3oYtbI9i6txElWiaZJhyA6i02OB0dzaiV_Cat9rG_W92Gj337VNJwJBetMi981jIkedVfyn7qCmhpqBKKVtutuoxp8P9CtlxbSsxc/s1600/DSC_5064.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKZMWdlNgHoIUP7se9Fxd3bsU9UpYIRtGiPfZMz_3oYtbI9i6txElWiaZJhyA6i02OB0dzaiV_Cat9rG_W92Gj337VNJwJBetMi981jIkedVfyn7qCmhpqBKKVtutuoxp8P9CtlxbSsxc/s1600/DSC_5064.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>dolina Viñales</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Vinales, Cuba22.6152778 -83.71583329999998622.5859633 -83.756173799999985 22.644592300000003 -83.675492799999986tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-30828826629176718142013-11-16T22:00:00.000+01:002014-02-05T21:59:50.295+01:00Z Hawany do Viñales<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Przy śniadaniu
Yolanda jest nie w humorze. Nie wiemy, o co chodzi. Austriacy się nie pojawiają
- może zmienili plany.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">My w każdym razie
mamy już bilety na autobus o 8:15. Yolanda wygania nas ze śniadania wcześnie –
mówi, że powinniśmy być pół godziny wcześniej w hotelu, z którego odbierze nas autobus. I niepotrzebnie, bo na miejscu okazuje się, że owszem, autobus
wyjeżdża o 8:15, ale z pierwszego przystanku. Po drodze zbiera turystów z kilku
hoteli, a nasz jest ostatni na liście. Kiedy wreszcie wsiadamy, okazuje się, że
kierowca ostro przesadza z klimatyzacją…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">No ale staramy
się na to nie zwracać uwagi i czytamy o historii Kuby.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Przystanek jest
tylko jeden – w miejscu, które zostało specjalnie stworzone dla turystów, żeby
mogli zostawić tam dużo kasy. My nie mamy zamiaru korzystać z żadnej z
oferowanych tam przyjemności :)</span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjl_ONu3c36wI9dgag33IeHAD6Is9Vn7pxsFGQ-EpZSa4wMX1GBuaerSiRTh8oBHvjIBfNel8mFxPh5QYiRWkN2YJc5ucCvqSOd-chMnvjYnFhxZ6EbPv3loU7clVC1kjTHIM_vhyphenhyphen7rm2k/s1600/DSC_4833.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjl_ONu3c36wI9dgag33IeHAD6Is9Vn7pxsFGQ-EpZSa4wMX1GBuaerSiRTh8oBHvjIBfNel8mFxPh5QYiRWkN2YJc5ucCvqSOd-chMnvjYnFhxZ6EbPv3loU7clVC1kjTHIM_vhyphenhyphen7rm2k/s1600/DSC_4833.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>przystanek przy autostradzie</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">W Viñales, kiedy
tylko autobus się zatrzymuje, otacza go tłum naganiaczy i właścicieli casa
particular. My mamy zaklepane miejsce u znajomego Yolandy. Czeka na nas z
kartką z naszymi imionami (Adan y Yoanna) i dzięki temu nie musimy brać udziału
w procedurze walki o turystów, jaka ma miejsce na przystanku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Ernesto – nasz
nowy gospodarz – jest nauczycielem matematyki w szkole w Viñales, a jego żona
uczy tam hiszpańskiego. W domu mieszkają jeszcze jego córka, syn, mama i tata.
Chociaż na wizytówce napisane jest „English spoken”, nikt z nich nie zna zbyt
wielu słów (chyba tylko chicken, fish i lobster), ale jakoś się dogadujemy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Oczywiście nie
pozwalają nam tak po prostu rozgościć się w naszej chatce (mamy oddzielny
domek, składający się z jednego pokoju i łazienki), ale zapraszają jakiegoś
znajomego przewodnika po okolicy, który usilnie stara się nas namówić, żebyśmy
z nim poszli na wycieczkę. Odmawiamy jednak, bo wolimy zwiedzać sami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Zwiedzanie zaczynamy
od centrum miasteczka i restauracji śródziemnomorskiej El Olivo. Mamy już dość
kubańskiego ryżu z warzywami, więc turystyczna knajpa to dobra odmiana. Z przyjemnością
zamawiamy paellę i lasagne. Jedzenie jest tak dobre, a wnętrze tak turystyczne,
że nawet wybaczam kucharzowi kawałek folii, który znajduje się w moim daniu.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQQfZICxcniqZrgFsueMjG3IDopiUU6oksWUqWmPS5-KeYF1mw36Fg0wPz7HCikziqSp2S9qbJWaToBbdTcYSEIwNWM0ErvvZYmxZUlxEMtGt8bykcCyt-mtMmiNbXhI61P7BQDmnlK7A/s1600/DSC_4879.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQQfZICxcniqZrgFsueMjG3IDopiUU6oksWUqWmPS5-KeYF1mw36Fg0wPz7HCikziqSp2S9qbJWaToBbdTcYSEIwNWM0ErvvZYmxZUlxEMtGt8bykcCyt-mtMmiNbXhI61P7BQDmnlK7A/s1600/DSC_4879.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>widok na dolinę Viñales</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Posileni ruszamy
pod górę do hotelu La Ermita – jest tak gorąco, że postanawiamy popływać w tamtejszym basenie. Basen nie jest
zbyt czysty, ani duży, ale trochę pływamy z pięknym widokiem na góry, pijemy
kawę i ruszamy w innym kierunku – na punkt widokowy, żeby zobaczyć zachód
słońca nad górami.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGUY52ISb8m8UtbFFfm7QvUEL2gz8E6l4qfzI-_8ShyY5gEaFPZCqh4K6wpsvilHeRkDfv05-0SyB7jP9rZ0ySa8NjxjcVUUOo7SYuNrRmvbxdoAb6WtSiG-glVPLMZq6s8QlZv_4QkZU/s1600/DSC_4906.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGUY52ISb8m8UtbFFfm7QvUEL2gz8E6l4qfzI-_8ShyY5gEaFPZCqh4K6wpsvilHeRkDfv05-0SyB7jP9rZ0ySa8NjxjcVUUOo7SYuNrRmvbxdoAb6WtSiG-glVPLMZq6s8QlZv_4QkZU/s1600/DSC_4906.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>zachód słońca w Viñales</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Docieramy akurat na czas i przepiękny zachód słońca oglądamy
pijąc piña coladę na tarasie nad doliną, przy dźwiękach beczenia owiec i
gdakania siedzących na pobliskim drzewie kur.<o:p></o:p></span></div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5Hsu2abgGC_yV_DnInbYM6RYMhSDIMbG1EnSpqE7EGMiCzWZQR8oILuxxX7BDKmJPOzxjm1vwdPnBqROOHDVPOtN0FG7vhxdwRsLJ4ZsAJ-nYhBPyUsZmCu8AJ_wBPNqYG3Fh03GbNyQ/s1600/DSC_4909.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5Hsu2abgGC_yV_DnInbYM6RYMhSDIMbG1EnSpqE7EGMiCzWZQR8oILuxxX7BDKmJPOzxjm1vwdPnBqROOHDVPOtN0FG7vhxdwRsLJ4ZsAJ-nYhBPyUsZmCu8AJ_wBPNqYG3Fh03GbNyQ/s1600/DSC_4909.jpg" height="640" width="424" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"></td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Potem już czeka
nas tylko kolacja w domu, relaks na bujanych fotelach i planowanie trasy na
następny dzień.<o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Vinales, Cuba22.6152778 -83.71583329999998622.5859633 -83.756173799999985 22.644592300000003 -83.675492799999986tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-81753489910381184602013-11-15T22:00:00.000+01:002014-02-02T20:17:34.511+01:00Wciąż Hawana<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Podczas śniadania
w hostelu u Yolandy, ku naszemu zaskoczeniu (myśleliśmy, że jesteśmy jedynymi
gośćmi), spotykamy parę Austriaków. Okazuje się, że planują jechać do Viñales wtedy,
kiedy my i tym samym autobusem. Trochę im pomagamy się dogadać z Yolandą, bo nie
mówią po hiszpańsku. Potem idziemy zwiedzać – tym razem centrum Hawany i
Viedado.</span><br />
<span lang="PL"><br /></span>
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_kpQBYVMuiyY-BT9Xk2CRwyljglZeRVuoVt8IlbOh8C5ItqNDSwtijygEhcqHsukYdEAdg8-ku3JuTshmMWUnSDYgzR7RxI8hz7wqa0t5gSOQLeTpGz7eVZjJA0PuAYg3dl-cxnhi7dM/s1600/DSC_4616.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_kpQBYVMuiyY-BT9Xk2CRwyljglZeRVuoVt8IlbOh8C5ItqNDSwtijygEhcqHsukYdEAdg8-ku3JuTshmMWUnSDYgzR7RxI8hz7wqa0t5gSOQLeTpGz7eVZjJA0PuAYg3dl-cxnhi7dM/s1600/DSC_4616.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Kapitol</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Zaczynamy od Kapitolu, przed którym parkują kolorowe kabriolety
i wstępujemy do fabryki cygar, która wprawdzie jest zamknięta, za to sklepik oczywiście otwarty.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj3gHnQWcPUlMwN45XWSfavlgChYRE5WUC8RJMtNIYBT9mJzYUHfgvHI0ulXpBIUkchV_covkdmymEKqlQ9tm2a22mXyBXt-ExHsWQRbnCztRVKOgRuF8PL1gg7dTHtE1xVohh5h_jPk4/s1600/DSC_4675.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj3gHnQWcPUlMwN45XWSfavlgChYRE5WUC8RJMtNIYBT9mJzYUHfgvHI0ulXpBIUkchV_covkdmymEKqlQ9tm2a22mXyBXt-ExHsWQRbnCztRVKOgRuF8PL1gg7dTHtE1xVohh5h_jPk4/s1600/DSC_4675.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Hawańskie cygara</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Potem przechodzimy przez surrealistyczną dzielnicę chińską - podobno wszyscy Chińczycy wyjechali stąd na Florydę.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjI4GcpmMMXfjcNWELZThBfym3cNSrBzJvKgry8njUePNE67bxnmfmnSVjK2WSbSblGSNid_zyU1UAO_UqDLKa63ezKGRJiyzyHdPgPbrMgl-V8g0GnKpgoEBC5VHerhX9Szm-vjRPMht0/s1600/DSC_4655.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjI4GcpmMMXfjcNWELZThBfym3cNSrBzJvKgry8njUePNE67bxnmfmnSVjK2WSbSblGSNid_zyU1UAO_UqDLKa63ezKGRJiyzyHdPgPbrMgl-V8g0GnKpgoEBC5VHerhX9Szm-vjRPMht0/s1600/DSC_4655.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>brama dzielnicy chińskiej</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Idziemy daleko aż pod uniwersytet, do
hotelu Hawana Libre i na Malecón. W Hotelu Nacional zatrzymujemy się na najlepsze drinki na całej Kubie.</span><br />
<span lang="PL"><br /></span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpE0Q1Q2-_08PU6VQttGCOFphlo9dZDqdjzZAKWjB86xXsRDZ4DOUb3QZHvXdhxTGk5mJnWFy4gAFfrh5FEuLnZ5M1IA713wPkgvmGdPRPRt0Dl8rdedCkc_GOUcrKjYm4qZbf18czPZQ/s1600/DSC_4748.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpE0Q1Q2-_08PU6VQttGCOFphlo9dZDqdjzZAKWjB86xXsRDZ4DOUb3QZHvXdhxTGk5mJnWFy4gAFfrh5FEuLnZ5M1IA713wPkgvmGdPRPRt0Dl8rdedCkc_GOUcrKjYm4qZbf18czPZQ/s1600/DSC_4748.jpg" height="640" width="424" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Cuba Libre i Mojito z widokiem na morze</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Stamtąd zmierzamy na plac Antyimperialistyczny, a na koniec Aleją
Prezydentów na Plac Rewolucji.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrSlVlwvZGBqw9HC_5R2hrBtqUPAq5oqYIfN_7dKkV7_quSs31CYLMzd9s1lyWVxyjObphQ_PyUXF9vkNIhhW_rwkQVM1jqPcarZF1mOwrMJIktoK-WdpUir13lgFBQJqshRXQ_JMceLE/s1600/DSC_4796.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrSlVlwvZGBqw9HC_5R2hrBtqUPAq5oqYIfN_7dKkV7_quSs31CYLMzd9s1lyWVxyjObphQ_PyUXF9vkNIhhW_rwkQVM1jqPcarZF1mOwrMJIktoK-WdpUir13lgFBQJqshRXQ_JMceLE/s1600/DSC_4796.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Plac Rewolucji</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Całą drogę pokonujemy pieszo, więc na koniec jesteśmy
już zmęczeni i jedziemy coco-taxi do Starej
Hawany. To jednak okazuje się kiepskim pomysłem – po drodze wdychamy zdecydowanie
za dużo spalin…</span><br />
<span lang="PL"></span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dx71jFdEWRt_NSxfmyZJGux2dRaBqZ8EK-zLeZBjscbY5GoD3ZJppUT5xcl4v3s1DH4FFoN8HFApmycbbm4kw' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
<span lang="PL">W Starej Hawanie
zatrzymujemy się jeszcze w Cafe Paris, a potem idziemy do hostelu się pakować.<o:p></o:p></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Havana, Cuba23.1168 -82.38855699999999222.649255 -83.034004 23.584345000000003 -81.743109999999987tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-66650115405778983822013-11-14T22:00:00.000+01:002014-01-30T10:53:00.157+01:00Hawana<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Tym razem jemy śniadanie w naszym casa particular, bo czeka nas
długa podróż z Santa Clary do Hawany. Rozmawiamy jeszcze trochę z Marią. Okazuje się, że
hostel należy do jej rodziców, ale oni wyjechali na kilka miesięcy do Miami,
zostawiając biznes pod jej opieką. Potem żegnamy się z nią i jej
dziewięcioletnim jamnikiem o imieniu Nemo. Wyposażeni w adres polecanego przez
Marię hostelu w Hawanie, wsiadamy do (tym razem punktualnej) taksówki.
Jedziemy autostradą, ale taką nietypową, na której są skrzyżowania i którą jeżdżą powozy konne. Na poboczach stoją sprzedawcy warzyw i pasą się bawoły. </span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<span lang="PL"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-1iHwa1fvJknkOXgWff1fioZQsQ9tEMidAAqW1VKtb1ne88q_wKY0uUnwozOz_l4PADReBpnVOevudaEE9MpQkKvzRUR-32tqj2JHeZlp3XTNFMQu5JZARPRYkB2HejXOTdGihxDO1qM/s1600/DSC_4381.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-1iHwa1fvJknkOXgWff1fioZQsQ9tEMidAAqW1VKtb1ne88q_wKY0uUnwozOz_l4PADReBpnVOevudaEE9MpQkKvzRUR-32tqj2JHeZlp3XTNFMQu5JZARPRYkB2HejXOTdGihxDO1qM/s1600/DSC_4381.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Avenida de Italia</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</span>
<span lang="PL">Hostel w Hawanie
z zewnątrz wygląda bardzo niepozornie. Klatka schodowa jest odrapana, a pokój,
który nam proponuje właścicielka – Yolanda – mały i ciemny, bez okna i bez
drzwi łazienkowych. Już mamy zrezygnować i iść szukać innego noclegu, ale
zatrzymuje nas i pokazuje większy pokój. Wprawdzie też bez okna, ale za to
z lepszą łazienką. Decydujemy się więc zostać, zostawiamy rzeczy i
idziemy do hotelu Deauville kupić bilety na sobotę do </span>Viñales.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1D54kOURAWpcfCSfb8iT45hK-7FZ08z1JckfLH3W0ERyF7vFjJH4HV0qTlaa_MSWaimx4Jpn0qXbxuD-Woz5rAMXXlmMcEdMaHJvAl-Haw7OTV-LozDzI_PWFa5_zmYCZQPGQ4aCrgWA/s1600/DSC_4392.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1D54kOURAWpcfCSfb8iT45hK-7FZ08z1JckfLH3W0ERyF7vFjJH4HV0qTlaa_MSWaimx4Jpn0qXbxuD-Woz5rAMXXlmMcEdMaHJvAl-Haw7OTV-LozDzI_PWFa5_zmYCZQPGQ4aCrgWA/s1600/DSC_4392.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Malecón</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Hotel znajduje
się przy Malecón, więc dalej idziemy brzegiem morza wśród rozbijających się
fal w stronę Starej Hawany. Oczywiście co chwilę zaczepiają nas jineteros,
czyli naciągacze. Trochę zirytowani docieramy na Plac Katedralny, gdzie z
kolei dopadają nas naganiacze restauracyjni. Nie udaje im się nas skusić na żadne
darmowe drinki. Idziemy dalej wąskimi uliczkami. Obiad ostatecznie jemy dopiero przy Plaza de las Armas, a potem aż do zmroku włóczymy się po
odrapanych nieturystycznych i odnowionych turystycznych zakamarkach (tych
pierwszych jest oczywiście więcej). Najbardziej podoba nam się Plaza de San
Francisco z pomnikiem włóczęgi El Caballero de Paris, kościołem, siedzącym na ławeczce Chopinem i miłą kawiarnią.</span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmQkjgcqnpSNN1NcMo_0PU15A6nUooul6ZmUIOAeArwrPMLh4XWYhzYyxye48HVLdS4PHmtas5oTwsxbGpLdEErXRoKwEzVdG8-FVWJuRyOqXdkQTe9N1xbUwS3QSLbVD_cpIPSErQAzc/s1600/DSC_4508.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjmQkjgcqnpSNN1NcMo_0PU15A6nUooul6ZmUIOAeArwrPMLh4XWYhzYyxye48HVLdS4PHmtas5oTwsxbGpLdEErXRoKwEzVdG8-FVWJuRyOqXdkQTe9N1xbUwS3QSLbVD_cpIPSErQAzc/s1600/DSC_4508.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Plaza Vieja</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Potem jeszcze
czeka nas dużo chodzenia po zmroku i odganiania się od naganiaczy
restauracyjnych, którzy na wieść o tym, że mamy rezerwację w Meson de la Flota,
żeby zobaczyć występ flamenco, dziwią się i mówią, że jest tam drogo i
niesmaczne jedzenie. Mają rację tylko co do tego ostatniego…<o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Występ flamenco
jest krótki, ale energiczny. Podobno tutejsi tancerze mogliby konkurować z tymi
z Andaluzji. My nie możemy jednak tego ocenić.<o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Havana, Cuba23.1168 -82.38855699999999222.649255 -83.034004 23.584345000000003 -81.743109999999987tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-43705384290673796092013-11-13T22:00:00.000+01:002014-01-26T23:05:07.065+01:00Caibarién i Remedios<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL"><span id="goog_1184200395"></span><span id="goog_1184200396"></span>Wstajemy wcześnie i jeszcze zanim jesteśmy gotowi, przyjeżdża taksówkarz. Chyba nie może doczekać się naszej wycieczki. Prosto spod hostelu zabiera nas do </span>Caibarién, ale
nie do centrum, tylko na plażę za miastem. To dlatego, że jego znajomy
wybudował tam niedawno hostel i restaurację dla turystów. My mamy jeszcze
jeden nocleg zarezerwowany w Santa Clara, więc nie możemy skorzystać z jego oferty, ale i tak
zostajemy oprowadzeni po pokojach (z widokiem na morze). Zamawiamy tam jednak śniadanie i pijemy kawę (ja czarną, a
Adam kubańską, czyli pół na pół z rumem). Podczas naszego śniadania niestety zaczyna padać deszcz i potem pogoda jest zmienna przez cały dzień.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Z plaży idziemy brzegiem morza, a potem uliczkami w stronę centrum, ale znowu zaczyna się ulewa
i postanawiamy przeczekać ją pod drzewem. Spod niego zabiera nas sympatyczna
pani z parasolem. Prowadzi nas najpierw na zadaszoną werandę swojego domu, a potem
zaprasza do środka. Rozmawiamy trochę po hiszpańsku, wymieniamy się adresami i –
kiedy już ulewa przechodzi – ruszamy w dalszą drogę. Po chwili zaczepiają nas
panowie i proponują udział w loterii. Trzeba wybrać numerek i
zapłacić, ale po dłuższej rozmowie okazuje się, że po wyniki należy się zgłosić
w to samo miejsce za kilka godzin. Wiemy, że będziemy już wtedy zupełnie
gdzie indziej, więc z udziału w grze musimy zrezygnować.</span><br />
<span lang="PL"></span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggRNlhcTSr5FP5HCna504JrKNnhOyLm1VkPZaNGTckHinzV_k-rV91-RKhiPAzR56xV5nL4u-mACdvowe4MIxj0m3H8htufdrdDVV_m2YvdoI5w1UmTmRHHobknj5orx_bFyR1Up2mGkw/s1600/DSC_4255.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggRNlhcTSr5FP5HCna504JrKNnhOyLm1VkPZaNGTckHinzV_k-rV91-RKhiPAzR56xV5nL4u-mACdvowe4MIxj0m3H8htufdrdDVV_m2YvdoI5w1UmTmRHHobknj5orx_bFyR1Up2mGkw/s1600/DSC_4255.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>nadmorski deptak w Caibarién</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Całą drogę
zaczepiają nas miejscowi – jesteśmy dla nich chyba większą atrakcją, niż oni dla
nas :)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W centrum
idziemy do muzeum miejskiego, ale spędzamy tam bardzo mało czasu – nie interesują nas stare zdjęcia i meble. Jedynym ciekawym elementem wystawy jest dla nas widok z
balkonu. Uciekamy więc, żeby wypić kawę w Café Literaria i pochodzić po
uliczkach. Przemierzamy wszystkie wzdłuż i wszerz, trochę gadamy z ludźmi,
zatrzymujemy się na kanapkę z gujawą i sok z tego samego owocu, a potem
wracamy na główny plac, żeby tam spotkać naszego taksówkarza i jechać do
Remedios.</span><br />
<span lang="PL"></span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBoSSNWfWF2FJaGt_xPUErIZJlLqz62k6WSDsZhsZafrcWHdG6Lhz4xKSz77wGHsONn52QtWNVUg9P8vtxD8q0FQ77TNk9UUUh1R-TneYK5FMAOMDJgK1ZhTB_CtN0XJBcU6SPaxVzSiY/s1600/DSC_4265.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBoSSNWfWF2FJaGt_xPUErIZJlLqz62k6WSDsZhsZafrcWHdG6Lhz4xKSz77wGHsONn52QtWNVUg9P8vtxD8q0FQ77TNk9UUUh1R-TneYK5FMAOMDJgK1ZhTB_CtN0XJBcU6SPaxVzSiY/s1600/DSC_4265.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>El Polaco albo "Piec na kółkach"</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Remedios
podoba nam się od razu, kiedy tylko wjeżdżamy na główny plac, poza którym –
jak się później okazuje – nie ma tam nic ciekawego. Za to na placu są dwa
kościoły, co jest podobno wyjątkowe, jeśli chodzi o Kubę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Udaje nam się
zwiedzić wnętrze tylko jednego z nich – Św. Jana Chrzciciela. Oprowadza nas
po nim bardzo sympatyczna, wolno i wyraźnie mówiąca po hiszpańsku
przewodniczka. Kiedy dowiaduje się, że jesteśmy z Polski, zaczyna opowiadać o
swoim spotkaniu z Janem Pawłem II i o tym, jaki wpływ na Kubę miała jego
wizyta.</span><br />
<span lang="PL"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqPmwtYvRJnPDtEbT46g9Ge1k2y5RAzkqcsb3_vDStkPfTU_htg6d7PumzBAQIsz5GJ8r11WdbD9OmDzYywSZD8BGw5RXCiteKjAWQYCn917OXBCwM_6owsJ130JTAOltPSOFxVNJHNi0/s1600/DSC_4322.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqPmwtYvRJnPDtEbT46g9Ge1k2y5RAzkqcsb3_vDStkPfTU_htg6d7PumzBAQIsz5GJ8r11WdbD9OmDzYywSZD8BGw5RXCiteKjAWQYCn917OXBCwM_6owsJ130JTAOltPSOFxVNJHNi0/s1600/DSC_4322.jpg" height="640" width="424" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>kościół św. Jana Chrzciciela w Remedios</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Z kościoła
idziemy się jeszcze trochę rozejrzeć. Szukamy muzeum Parrandas, ale nie
udaje nam się go znaleźć. Jedziemy więc</span> taksówką do Santa Clary – znowu do mauzoleum Che, żeby zrobić
zdjęcia pomnika o zachodzie słońca, a potem spacerkiem do El Alby – znowu na
ryż z warzywami.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiM1ZnAgav-qlt4Y-D10p7Y8SglXmlZVf5ObuO58yVohDVZlruBpFjaG4jdqVNLgHYjALbDH_VkLCkl5NcEq-SaG4z_BMtf8QZn99y6jVEf1VnzN2NE4vczvA6spbVThXKTBgW_l-qsBa0/s1600/DSC_4359.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiM1ZnAgav-qlt4Y-D10p7Y8SglXmlZVf5ObuO58yVohDVZlruBpFjaG4jdqVNLgHYjALbDH_VkLCkl5NcEq-SaG4z_BMtf8QZn99y6jVEf1VnzN2NE4vczvA6spbVThXKTBgW_l-qsBa0/s1600/DSC_4359.jpg" height="360" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>mauzoleum Che, Santa Clara</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Caibarién, Cuba22.5158333 -79.47222219999997622.4571583 -79.552903199999975 22.5745083 -79.391541199999978tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-75018284241841371832013-11-12T22:00:00.000+01:002014-01-23T11:08:15.137+01:00Miasto El Che - Santa Clara<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Zwiedzanie Santa
Clary rozpoczynamy od poszukiwania kawy i śniadania. Nie jest to takie łatwe. Przemierzamy kawałek centrum, oglądamy pomnik wykolejenia pociągu przez Che i jego kompanów...</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7LCVBSILS9mI0yZ_jqsBclHkM-IT5RyRu_K7MTtWMwwa9GlG9sYuVmfmwDzskUs4PV7wfZ7JiBSkr2Hqy86Hdq1GUZRrvMnlIJWu4DRZnMfHCOY-YRJYhe_XYdw492dI_M93ptK9t2Lo/w833-h552-no/" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7LCVBSILS9mI0yZ_jqsBclHkM-IT5RyRu_K7MTtWMwwa9GlG9sYuVmfmwDzskUs4PV7wfZ7JiBSkr2Hqy86Hdq1GUZRrvMnlIJWu4DRZnMfHCOY-YRJYhe_XYdw492dI_M93ptK9t2Lo/w833-h552-no/" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i><span lang="PL">Monumento a la Toma de Tren Blindado</span></i></span></td></tr>
</tbody></table>
oraz kolejny pomnik przed biurem partii...<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGBRWfAmBs7c3ejluQb8-9OiLq8RIMsgOK0eu2fQopsqvjPpUhrc9BvK_8Af_tkEzUKqwD2cdOormh3LqOwTrvdQTcYqxSf2rKSBOSAabTjoFNuP3Q7WVsm-O1dj6pbAVPli1Qvg-ZTLc/w366-h552-no/DSC_4085.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGBRWfAmBs7c3ejluQb8-9OiLq8RIMsgOK0eu2fQopsqvjPpUhrc9BvK_8Af_tkEzUKqwD2cdOormh3LqOwTrvdQTcYqxSf2rKSBOSAabTjoFNuP3Q7WVsm-O1dj6pbAVPli1Qvg-ZTLc/w366-h552-no/DSC_4085.jpg" height="640" width="424" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Che y Niño</i></span> </td></tr>
</tbody></table>
i dopiero później –
w drodze na wzgórze Loma del Capiro z – oczywiście – pomnikiem El Che i najlepszym widokiem na całe
miasto, zatrzymujemy się na kawę i ciastka przed domem pewnej starszej pani.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Jest to jedna z
popularnych na Kubie kawiarni domowych – menu wystawiane jest przed domem, a
posiłki/napoje przygotowywane są w domu. Je się oczywiście na stojąco na
zewnątrz, no i całkiem często zdarza się, że czegoś brakuje – np. mleka do
kawy ;) Jest za to bardzo tanio i pieniądze trafiają do miejscowych.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W drodze
powrotnej do centrum też zatrzymujemy się przy straganie z ciastkami i
stwierdzamy, że chyba tak będziemy się odżywiać w czasie tych wakacji. Coś
konkretniejszego, czyli kanapki jemy dopiero na tarasie kawiarni przy
Parku Vidal.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Z tarasu
idziemy przez park do biura Cubanatour, żeby kupić bilety do </span>Fábrica
de Tabacos Constantino Pérez Carrodegua, czyli fabryki cygar. Bilety
na wycieczkę z przewodnikiem mówiącym w jęz. angielskim kosztują 4 CUC od osoby.
Niestety nie można robić zdjęć, ale wycieczka jest bardzo pouczająca i ciekawa.
Oglądamy pracę przy zwijaniu i sklejaniu cygar. Dowiadujemy się, że cygara
składają się z dwóch rodzajów liści tytoniu i sklejane są syropem klonowym, sprowadzanym
z Kanady. W fabryce na ścianach oczywiście wiszą obrazy przedstawiające Fidela,
Che oraz hasła zachęcające do ciężkiej pracy. Z tyłu sali znajduje się miejsce,
w którym nowi pracownicy uczą się zwijać cygara. Nauka zajmuje 9 miesięcy. Jest
tam też kącik, w którym pracownicy spędzają przerwy. Zostajemy też poinformowani, że
w zależności od tego, ile cygar zwinie dany pracownik, zarabia się od 40 do 60
CUC na miesiąc.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Z fabryki
idziemy na drugą stronę ulicy do sklepu z kubańskimi rumami i cygarami.
Kupujemy jedno cygaro na pamiątkę i pijemy kubański odpowiednik Coca-Coli,
czyli Maltę.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8_lBqlOMzOzQiNwXvdlPlG-yAShYbZfNfewOc45VvF2ELNUtdMB-sKS_0WPV51eiT49nOKB5vg4AW5WQ-7WBPJwU2LPKMbZ_1JvUlFUWaeqPxF2yFNuFA0eXlvkjNgeow-owzBYW7Tjk/s1600/DSC_4143.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8_lBqlOMzOzQiNwXvdlPlG-yAShYbZfNfewOc45VvF2ELNUtdMB-sKS_0WPV51eiT49nOKB5vg4AW5WQ-7WBPJwU2LPKMbZ_1JvUlFUWaeqPxF2yFNuFA0eXlvkjNgeow-owzBYW7Tjk/s1600/DSC_4143.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>uliczki Santa Clary</i></span></td></tr>
</tbody></table>
Potem
spacerujemy jeszcze trochę po mieście, zahaczamy o knajpkę z mojito,
kupujemy pysznego ananasa, którego później konsumujemy w Parku Vidal. W planie mamy jeszcze odwiedzenie dworca autobusowego, żeby kupić bilety do Caibarién.
Jedziemy tam bicitaxi, które jest tu popularnym środkiem transportu. Mi jest trochę głupio, że ktoś się musi tyle namęczyć i napedałować, żeby mnie
zawieźć, ale tłumaczę sobie, że sam chciał, no i cieszy się, że sobie zarobi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Pod dworcem
oczywiście dopadają nas taksówkarze. W kasie okazuje się, że autobusy nie jeżdżą
do Caibarién, ani do Remedios, więc się targujemy z taksówkarzami i umawiamy się na
następny dzień rano na wyjazd. Kierowca jest tak szczęśliwy, że się z nim
zgodziliśmy jechać, że proponuje nam darmową podwózkę do mauzoleum Che i
potem do centrum Santa Clary. Odmawiamy jednak i idziemy tam sami. <o:p></o:p></span><br />
<br />
Niedaleko dworca autobusowego znajduje się kolejny pomnik El Che, muzeum opowiadające o jego życiu i mauzoleum, zawierające jego prochy przeniesione tu w 1997 roku z masowego grobu w Boliwii. Po odwiedzeniu tego miejsca mamy poczucie, że cała Santa Clara to jedno wielkie muzeum Che Guevary.<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po powrocie do
centrum idziemy jeszcze na kolację do restauracji El Alba, w której płaci się
w moneda nacional. Mają tam dobre jedzenie i zgadzają się przygotować dla mnie
danie wegetariańskie, czyli – tradycyjnie – ryż z warzywami.<o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Ostatnim punktem
programu tego dnia jest knajpa, którą wypatrzyliśmy już wcześniej. Idziemy tam na drinki i okazuje się, że akurat grają tam kubańską muzykę na żywo.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjtEXcGLevkQnQQ2FMbQOPegX3Af9ejoJuYeF1lVBqFWWLnynL-22jR6UvpJpY_Fnkn4Yi-jbYM61sN-OV1EklQeSey6mVRTMmaOdue3E-qcKLuHvQ1-QMfxj0_nkZ5N6eQBeGoPGIXe8/s1600/DSC_4151.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjjtEXcGLevkQnQQ2FMbQOPegX3Af9ejoJuYeF1lVBqFWWLnynL-22jR6UvpJpY_Fnkn4Yi-jbYM61sN-OV1EklQeSey6mVRTMmaOdue3E-qcKLuHvQ1-QMfxj0_nkZ5N6eQBeGoPGIXe8/s1600/DSC_4151.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Che jest wszędzie</i></span>,<span style="font-size: small;"><i> nawet w barze</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Santa Clara, Cuba22.413651 -79.96566789999997122.413651 -79.965667899999971 22.413651 -79.965667899999971tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-38348402236650734912013-11-11T22:00:00.000+01:002014-01-21T23:19:44.360+01:00Zderzenie z "prawdziwą" Kubą<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po śniadaniu
wyruszamy wreszcie taksówką do prawdziwej Kuby. Wolelibyśmy jechać
autobusem, ale okazuje się, że jedyne, jakie jeżdżą, to te, które przywożą
pracowników do hoteli i nie zabierają turystów. Zatem w rytmach kubańskiej
muzyki dyskotekowej, docieramy pod dworzec autobusowy w Morón. Po drodze przechodzimy nawet kontrolę – prawie jak na granicy, bo w końcu jedziemy do innego świata.</span><br />
<span lang="PL"> <table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ2LJsgyChyphenhyphen77NwX3kX_5S9VoM6pKa_qMzPhHGZvumK2gVynzV99ofeeAiPcsasWHhJlFaCejdRBTWn6isxPHg38qQqC-ei0nIgvOpOq6QDD2TUM9BYbZ-Yvh0HptlFbwvhBBJyo7eEZ0/s1600/DSC_4019.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJ2LJsgyChyphenhyphen77NwX3kX_5S9VoM6pKa_qMzPhHGZvumK2gVynzV99ofeeAiPcsasWHhJlFaCejdRBTWn6isxPHg38qQqC-ei0nIgvOpOq6QDD2TUM9BYbZ-Yvh0HptlFbwvhBBJyo7eEZ0/s1600/DSC_4019.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span lang="PL" style="font-size: small;"><span lang="PL">Morón - pierwsze miasto prawdziwej Kuby</span></span> </i></td></tr>
</tbody></table>
</span><br />
<span lang="PL"><span lang="PL">Z dworca
autobusowego w Morón chcemy jechać autobusem do Caibarién. </span>Kiedy już
jesteśmy pewni, że dworzec autobusowy to dworzec autobusowy (nie jest podpisany, a na okienku biletowym przyklejono informację o grypie, co jest dla nas
trochę mylące), odczekujemy swoje w kolejce, żeby dowiedzieć się, że nie
możemy jechać autobusem. Potem odprawiamy taksówkarzy i idziemy na dworzec
kolejowy. Przed wejściem przechodzimy obowiązkową dezynfekcję rąk, polegającą na
tym, że jakiś facet polewa nam najpierw ręce mydłem w płynie, a potem wodą (to
chyba w związku z tą grypą).</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Na dworcu
dołącza do nas nowy pomocnik i mówi, że pociągu do Caibarién nie ma, ale
napisze dla nas wiadomość do konduktora. Nie bardzo wiemy, o co chodzi, niepewnie się zgadzamy. W końcu dostajemy od niego kartkę, którą mamy pokazać konduktorowi w pociągu, 10 pesos na
bilety i nakaz przyjścia na dworzec o 12:00.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Mamy jeszcze
ponad godzinę, więc postanawiamy przejść się po mieście. Odbywa się to w
towarzystwie starszego Kubańczyka, który pokazuje nam gdzie są jakie sklepy
(choć nie chcemy niczego kupować), a na koniec chce od nas pieniądze.
Kiedy już jesteśmy znowu tylko we dwoje, ruszamy z powrotem na dworzec, po drodze zahaczając
o stragan z kanapkami dla miejscowych.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Na dworcu okazuje się, że jesteśmy za wcześnie i nie możemy kupić biletu, mamy siedzieć i czekać,
aż nas zawołają.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W końcu wołają. Okazuje się jednak, że mamy płacić nie w moneda nacional (jak miejscowi), ale w CUC. Takie są uroki kraju, w którym funkcjonują dwie waluty. Ale trudno – i tak wychodzi tanio, a my jesteśmy szczęśliwi, że wydostaniemy się z Morón. </span>Kupujemy więc
bilety do miejsca, którego nazwę napisał nam na kartce nasz pomocnik. Siedzimy i czekamy na pociąg, i w międzyczasie uznajemy, że zmieniamy plan i
zamiast do Caibarién z przesiadką niewiadomo gdzie na niewiadomo co, jedziemy
pociągiem prosto do Santa Clary.<br />
No i znowu robimy zamieszanie - wymieniamy bilet na inny. Ostatecznie szefowa kas biletowych osobiście zaprowadza nas do
najlepszego wagonu (który wcale nie jest jakiś wygodny, tylko jest w nim więcej
cienia, niż w pozostałych wagonach) i mówi, że w Santa Clara będziemy o
19 (a jest dopiero 12:40). Wtedy uświadamiamy sobie, że niechcący zdecydowaliśmy się na podróż tzw. <i>lechero</i>, czyli pociągiem, który zatrzymuje się we wszystkich wioskach na swojej trasie.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiaiEMezBXmlu1hBydA5y6wKEG7zDQ0lL00x-T8qC_BErggc8ae2ijxLt75rW2Pbrw4OolmBu6U8y9vTeGqompWprVntyDC6tGXd_Ljfyt3CbEs-u_jV6TCau8x_xMDlr1Zf9S5-Q5STI/w833-h552-no/DSC_4043.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiaiEMezBXmlu1hBydA5y6wKEG7zDQ0lL00x-T8qC_BErggc8ae2ijxLt75rW2Pbrw4OolmBu6U8y9vTeGqompWprVntyDC6tGXd_Ljfyt3CbEs-u_jV6TCau8x_xMDlr1Zf9S5-Q5STI/w833-h552-no/DSC_4043.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>pociąg z</i></span><span style="font-size: small;"><i><span lang="PL"><span lang="PL"> Morón do Santa Clary</span></span> </i></span></td></tr>
</tbody></table>
W pociągu okazuje się, że w najlepszym wagonie nie
ma dla nas miejsca, więc idziemy do kolejnego. Tam czeka na nas dużo więcej słońca i
gorąco. Znajdujemy wa wolne miejsca na drewnianej ławce.
Siadamy obok faceta z obdartym z piór kogutem, przywiązanym jakimś drutem do nogi ławki. Biedny ptak, nie bardzo rozumie, co się dzieje. Dużo
pieje, a mi robi się go szkoda. Dopiero, kiedy dostaje trochę wody i ziaren, uspokaja się i chyba godzi ze swoim
losem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W pociągu jesteśmy atrakcją dla miejscowych. Widocznie niewielu turystów decyduje się na jazdę w
upale, smrodzie (z toalety), na niewygodnej drewnianej ławce, żeby w 7,5
godziny przejechać 150 km. My też byśmy się nie zdecydowali, gdybyśmy
wiedzieli, że tak to będzie wyglądać. No ale skoro już jesteśmy w tym pociągu,
mamy okazję trochę się zintegrować (na tyle, na ile nam pozwala nasz
hiszpański) z tubylcami, którzy kupują nam popcorn i gumy do żucia od
sprzedawców chodzących po pociągu. Częstują nas też pomarańczami, a my
odwdzięczamy się gorzką czekoladą przywiezioną jeszcze z Anglii. Najbardziej
brakuje nam jednak wody, ale nikt jej nie sprzedaje. Handluje się natomiast
słodyczami, żarówkami, foliowymi workami itp. </span><br />
<span lang="PL"><br /></span>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXVqW77VdsU5SFwrttvkiTtuj_olyZea3f5aiKrvMNDVf6WNpgisQO6BaTnivaWU5o4b21YT8u4W-5lenzdNtk1b8XOYyV3zVW-8uDlkvLgHlARXgW-V6Ml7tnzDdiS-iN5lGIuFSs_Ck/w366-h552-no/DSC_4046.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXVqW77VdsU5SFwrttvkiTtuj_olyZea3f5aiKrvMNDVf6WNpgisQO6BaTnivaWU5o4b21YT8u4W-5lenzdNtk1b8XOYyV3zVW-8uDlkvLgHlARXgW-V6Ml7tnzDdiS-iN5lGIuFSs_Ck/w366-h552-no/DSC_4046.jpg" height="640" width="424" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>w tym wagonie już nie było dla nas miejsc</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Handel kwitnie, dopóki jest jasno. Ostatnie dwie godziny spędzamy w ciemności, bo w wagonie jest tylko
jedna mrugająca żarówka. Takie warunki bardziej sprzyjają piciu rumu, niż pracy
;)<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Przejechanie
ostatnich 25 km zajmuje nam godzinę, a kiedy już myślimy, że jesteśmy na
miejscu, pociąg zaczyna się cofać - wjeżdża tyłem na stację w Santa Clara. Ku
naszej wielkiej radości szybko udaje nam się znaleźć główną (opustoszałą)
ulicę, a na niej hostel – Casa Maria. Mają tam wolne pokoje za 25 CUC, ale
targujemy się i ostatecznie płacimy 20 CUC. Właścicielka hostelu poleca nam restaurację, do
której idziemy na kolację – Casa Rolando. W menu są tylko dania z mięsem,
ale dostaję wersję wegetariańską – smażony ryż z warzywami,
chipsy z platanów i cały talerz warzyw. Mimo, że jesteśmy głodni, nie dajemy rady wszystkiego zjeść…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Na koniec
poznajemy jeszcze bardzo zadbanego restauracyjnego psa Alejandro. Jest to miła niespodzianka po wielu bezdomnych, wychudzonych kundelkach, które widzieliśmy
tego dnia.<o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Moron, Cuba22.10845 -78.62754089999998522.049602500000002 -78.708221899999984 22.1672975 -78.546859899999987tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-83811129036179562512013-11-10T22:00:00.000+01:002014-01-20T00:10:58.103+01:00Kubańskie all inclusive<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">W piątek po
południu po długiej podróży lądujemy w Cayo Coco. Na Kubie wita nas
uderzenie gorąca, które od razu poprawia nam humory. Niestety później czeka nas zaskoczenie i trochę stresu - nie możemy znaleźć kierowcy, który miał nas zawieźć do hotelu. Po jakimś czasie jednak pojawia się taksówkarz i zabiera nas
do hotelu Memories, gdzie spędzamy kolejne dwa dni, odkrywając uroki all
inclusive (to nasz pierwszy pobyt w tego typu hotelu). Do naszej dyspozycji
są basen, plaża z leżakami, drinki bez ograniczeń i trzy posiłki dziennie. Korzystamy z tego wszystkiego już pierwszego dnia ;) Idziemy też na spacer plażą najdalej, jak się da.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjz8MyzvseZ5VO8R_7afpK0nTSLs8XGiJI8eK5YSu8DclO0MUlpOKU5B_g_OqHiWzOx0PqcqZPMVVEbvn4gLVeswjK40Q_rznf3TpKSO3hzrSb67GvpaGdNnu8n8B8SRkNwPsTRv6iHFxU/s1600/DSC_3823.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjz8MyzvseZ5VO8R_7afpK0nTSLs8XGiJI8eK5YSu8DclO0MUlpOKU5B_g_OqHiWzOx0PqcqZPMVVEbvn4gLVeswjK40Q_rznf3TpKSO3hzrSb67GvpaGdNnu8n8B8SRkNwPsTRv6iHFxU/s1600/DSC_3823.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>hotel Memories Caraibe</i></span></td></tr>
</tbody></table>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po pierwszym dniu
spędzonym w okolicach hotelu, mamy już tego trochę dość. Sytuacji nie
ratuje nawet flaming, którego zawsze można spotkać w tym samym miejscu,
ani wieczór spędzony przy drinku semaforze i romantycznej muzyce fortepianowej
(m. in. „Moon River”).</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDifKPMhzV8BPWoberdyn_8nhApjVuXF8K0shobMEW_3VC4eL3sGcIERQOPxhA6W3cQYm8bxotZW3S3gsX0N581OpVyRWmMMnia_6Hyp2UIuIfY0UKZs_3zRqY5y9DJhGRzWHbO9qk-QM/s1600/DSC_3818.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDifKPMhzV8BPWoberdyn_8nhApjVuXF8K0shobMEW_3VC4eL3sGcIERQOPxhA6W3cQYm8bxotZW3S3gsX0N581OpVyRWmMMnia_6Hyp2UIuIfY0UKZs_3zRqY5y9DJhGRzWHbO9qk-QM/s1600/DSC_3818.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>hotelowy flaming</i></span></td></tr>
</tbody></table>
Żeby trochę odpocząć od tego całego all inclusive, po
niedzielnym śniadaniu wsiadamy do turystycznego autobusu i jedziemy na
Playa Pilar – podobno najpiękniejszą plażę na Karaibach.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po drodze bardzo wieje, bo siedzimy na miejscach turystycznych w górnej części autobusu. Mamy za to dobre widoki na flamingi i zarośnięty Parque Natural El Bagá. Niestety park jest
zamknięty dla zwiedzających i nawet nie możemy tam wysiąść, żeby się
rozejrzeć. A szkoda, bo chcielibyśmy zobaczyć tamtejsze krokodyle, iguany i
nadrzewne szczury (hutie).</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Zamiast spotkania
z dzikimi zwierzakami, czeka nas jednak pobyt na plaży. Playa Pilar jest bardzo malownicza, ale dziwimy się, że jest uznawana za najładniejszą plażę
na całych Karaibach. Może to tylko taki chwyt reklamowy.</span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsXaeOpCItYrClnbGLXHVEbQlY46JxuU0fCh7Ebu1-ZpH49WASxEvIBg58GjQjK591FO0ourtmdTXUy3nbg5GBISopObD0lhMcsWUFOo_fjwRBDXinlIenLfbtCaxY-nv9bb2UAcycPgc/s1600/DSC_3989.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsXaeOpCItYrClnbGLXHVEbQlY46JxuU0fCh7Ebu1-ZpH49WASxEvIBg58GjQjK591FO0ourtmdTXUy3nbg5GBISopObD0lhMcsWUFOo_fjwRBDXinlIenLfbtCaxY-nv9bb2UAcycPgc/s1600/DSC_3989.jpg" height="424" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Playa Pilar</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<span lang="PL">Przyjeżdżamy porannym autobusem, więc początkowo na plaży jest mało ludzi. Zostawiamy rzeczy na leżakach i idziemy pływać w przezroczystej wodzie. Oczywiście po
chwili okazuje się, że leżaki są płatne, ale trudno :) Dzień i tak zaliczamy do bardzo
udanych.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Po kilku godzinach plażowania, próbujemy iść na spacer, ale jest tak gorąco, że szybko
rezygnujemy i wracamy na plażę, żeby zjeść obiad w tamtejszej knajpce, a potem jedziemy z powrotem do hotelu, żeby popływać w basenie i wypić
drinka w t</span>owarzystwie pary starszych Kanadyjczyków, którzy zapraszają nas do swojego
stolika – chyba mieli potrzebę opowiedzenia komuś historii swojego życia.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL">Ostatnim punktem
programu jest kolacja, przy której lokalni grajkowie wykonują specjalnie dla nas
utwór „Chan Chan”. To tak na pożegnanie z Cayo Coco.<o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/15387695925977682822noreply@blogger.com0Cayo Coco, Cuba22.5090128 -78.40697319999998222.0395158 -79.052420199999986 22.9785098 -77.761526199999977tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-44936684946706393182011-10-16T21:08:00.000+02:002014-01-06T00:05:52.113+01:00Tbilisi, pora wracać do domuStolica Gruzji nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia, lecz jest to całkiem sympatyczne miasto. Należy tylko jak najszybciej wydostać się z terenu dworca kolejowego, który jest niesamowicie zdezorganizowany i nieprzyjemny. Podobnie zresztą jest z dworcem autobusowym.<br />
<br />
Wskakujemy więc do metra (jednego z najstarszych w byłym ZSRR) i dojeżdżamy do biznesowego centrum miasta - Alei Rustawelego. Przy niej mieszczą się najważniejsze budynki rządowe, muzea, ekskluzywne hotele i tanie hostele. W tym m.in. niezwykle popularny wśród Polaków Opera Hostel oraz ten, który my wybraliśmy - znacznie spokojniejszy Holiday.<br />
<br />
Aleja Rustawelego biegnie od Placu Republiki do Placu Wolności. Tam zaczyna się już Stare Miasto. Nieco zaniedbane, niedoświetlone w nocy, z jednym deptakiem dla turystów i dziesiątkami restauracji. <br />
Tutaj ulokowali się też sprzedawcy dywanów.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG-yINjPTJRagV6-mXkcJ9wmE4oQAGg9_Zy36h7SP2B5TxAJ3i9-fZK10NRV3kRzJlaoMiNzJNuOt2IPQfJJ4l8e8bHqYyL98t9a62Slo89pq2983kmGZAq_O3qduA-SxhYad0xHw2PAM/s1600/2011_Gruzja_Tbilisi_Stare_Miasto.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG-yINjPTJRagV6-mXkcJ9wmE4oQAGg9_Zy36h7SP2B5TxAJ3i9-fZK10NRV3kRzJlaoMiNzJNuOt2IPQfJJ4l8e8bHqYyL98t9a62Slo89pq2983kmGZAq_O3qduA-SxhYad0xHw2PAM/s1600/2011_Gruzja_Tbilisi_Stare_Miasto.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Tbilisi, Stare Miasto</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Nad miastem wznoszą się ruiny twierdzy Narikala, warto tu wdrapać się dla pięknej panoramy miasta.<br />
<br />
Jeśli ktoś ma dobry wzrok, to wypatrzy zbudowany po drugiej stronie rzeki nowy Pałac Prezydencki z niebieską szklaną kopułą, w nocy mieniącą się różnokolorowymi światłami.
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrhrTtYQTEepwF0PK_KNLnn-lqWFvX5klAgmy1vI2on-mz8s2v9yqiU5hAGtKlgr2amSDngCgN4d57cIatutMb9XZtfPYj_hs2YgNB4o8XLdcNwtzFel84xltWYapj9APdy-Ee3myxYtE/s1600/2011_Gruzja_Tbilisi_panorama.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrhrTtYQTEepwF0PK_KNLnn-lqWFvX5klAgmy1vI2on-mz8s2v9yqiU5hAGtKlgr2amSDngCgN4d57cIatutMb9XZtfPYj_hs2YgNB4o8XLdcNwtzFel84xltWYapj9APdy-Ee3myxYtE/s1600/2011_Gruzja_Tbilisi_panorama.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>panorama Tbilisi z twierdzy Narikala</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Zdecydowanie łatwiej wypatrzeć główną katedrę kościoła gruzińskiego - Cminda Sameba (Świętej Trójcy). Jest ona największą świątynią Kaukazu oraz trzecim najwyższym kościołem
prawosławnym na świecie. Ukończona została w 2004 roku i jest najbardziej wyrazistym symbolem gruzińskiego odrodzenia religijnego w okresie postsowieckim.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc5iYXIwDTRHYU8PBJcrebOYkzqp3VfAWNOOE_Okko03D07sk095HdzUD-Q_7qTpLm-4YAMYOnIP0y3SZgr8jBUqP-kQd5sjf2824kNNU4wSUpE6XvJg0CeKMSkZaqKF_P2FmjevPEf0w/s1600/2011_Gruzja_Tbilisi_Cminda_Sameba.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjc5iYXIwDTRHYU8PBJcrebOYkzqp3VfAWNOOE_Okko03D07sk095HdzUD-Q_7qTpLm-4YAMYOnIP0y3SZgr8jBUqP-kQd5sjf2824kNNU4wSUpE6XvJg0CeKMSkZaqKF_P2FmjevPEf0w/s1600/2011_Gruzja_Tbilisi_Cminda_Sameba.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Tbilisi, katedra Cminda Sameba</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Przed gruzińskim parlamentem powiewa flaga Unii Europejskiej, na reprezentacyjnej Alei Rustawelego przymocowane są wielkie tablice z napisami po angielsku: "Priorytetem gruzińskiej polityki zagranicznej jest członkostwo w NATO".<br />
Chyba jeszcze będą na to musieli trochę poczekać. Ale już teraz z Tbilisi można dojechać Aleją George'a W. Busha na lotnisko. My też musieliśmy wracać do domu...Adam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-53676922432739082632011-09-21T23:52:00.003+02:002014-01-06T00:04:30.763+01:00Ureki – tam gdzie nie tylko morze jest czarneByliśmy w gruzińskich górach, chcieliśmy się wybrać również nad gruzińskie morze. Nie chcieliśmy jechać do Batumi, do którego jeżdżą wszyscy, i gdzie wybrzeże jest kamieniste. Jako swój cel wybraliśmy Ureki – małe miasteczko słynne z pięknych plaż. Plaże są wyjątkowe, bo pokryte czarnym magnetycznym piaskiem – widoki są niesamowite. Piasek ten ma właściwości lecznicze, a Ureki – jedyne takie miejsce w Europie – jest kurortem. W wakacje dość zatłoczonym, wielu tu kuracjuszy m.in. z Ukrainy, Azerbejdżanu i Armenii.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgk__ILuaY0waGuCytB81nQ1s3_IB8mklWDo4d-kLNrek_aSSXwsJdLYP1iCl7tD_ju0z0xBw54hLKlPtPUcX5oELAEvuTKKp1k1mt4KzqTwhCbVQp0r_QosxADVnA6XLGRg_POy7IG40M/s1600/2011_Gruzja_Ureki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgk__ILuaY0waGuCytB81nQ1s3_IB8mklWDo4d-kLNrek_aSSXwsJdLYP1iCl7tD_ju0z0xBw54hLKlPtPUcX5oELAEvuTKKp1k1mt4KzqTwhCbVQp0r_QosxADVnA6XLGRg_POy7IG40M/s1600/2011_Gruzja_Ureki.jpg" height="478" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>magnetyczny piasek w Ureki</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Nad morze jechaliśmy nocnym pociągiem z Tbilisi. W tzw. wagonie „batumskim”, który jest podobno najwygodniejszą możliwą opcją. Niestety natrafiliśmy na jedną wielką imprezę w wagonie, o spaniu nie było mowy. Ale za to przy wysiadaniu poznaliśmy Artura, Ormianina, który jechał do Ureki w odwiedziny do swoich gruzińskich znajomych. Dostaliśmy zaproszenie na śniadanie, zostaliśmy na kolację i na noc :) Gospodarze pokazali nam, co oznacza gruzińska gościnność oraz nauczyli, że jeśli zgadzamy się z wzniesionym przed chwilą toastem, to musimy wypić całą szklankę wina – do dna – a chwilę później przystąpić do następnego toastu. Oj, było wesoło.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWXTC_E066FgMLglIBQgv_JJJrGXoYW4yP4zp0BtgttFX3wR97pVyBA9Cn6O4O7thQARvxC6yOCw7gkyuPt-SteufLl06Su9Njxh8B1gvuZIAu7Fl1x657etgma1fvEne10QydUv6wdQM/s1600/2011_Gruzja_Ureki_2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWXTC_E066FgMLglIBQgv_JJJrGXoYW4yP4zp0BtgttFX3wR97pVyBA9Cn6O4O7thQARvxC6yOCw7gkyuPt-SteufLl06Su9Njxh8B1gvuZIAu7Fl1x657etgma1fvEne10QydUv6wdQM/s1600/2011_Gruzja_Ureki_2.jpg" height="400" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="font-size: small;">plaża w Ureki</span></i></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Adam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-18028679095744814232011-09-18T18:51:00.002+02:002014-01-06T00:03:38.794+01:00Gruzińska Droga WojennaGruzińska Droga Wojenna to starożytny szlak przecinający Kaukaz Wysoki, biegnący z Tbilisi na północ aż do granicy z Rosją i dalej do Władykaukazu w Osetii Północnej.<br />
<br />
Droga ta biegnie nieopodal Mcchety, zaraz poniżej klasztoru Dżwari. Niestety jedyną opcją, by się na nią dostać korzystając z transportu publicznego, jest powrót na dworzec autobusowy do Tbilisi i przesiadka na inną marszrutkę. My nie chcieliśmy tracić czasu na jeżdżenie tam i z powrotem, więc wybraliśmy się na północ Gruzji autostopem. Jedno machnięcie i zatrzymał się pierwszy kierowca, który zawiózł nas aż do Ananuri. <br />
<br />
Twierdza Ananuri położona jest nad pięknym sztucznym jeziorem Żinwali. Gdy powstawała w XVII wieku, jeziora jeszcze nie było. Aktualnie Ananuri to przede wszystkim dwie cerkwie:
Panny Marii i Wniebowstąpienia. Budynki otoczone są murami, a całości dopełniają zniszczone wieże, na które można próbować się wdrapać (na własną odpowiedzialność).<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWaa9PbQ84G8i9f_0nuZLxTNuaBIgQPQsE2BARICRLxX6vblcTFlgmbEqQbTvmklZLO0Wzcnymn-Squ1aDmZ_R-z-dOHV5ftsyKDgfvURrHSNd6LXdOASJ-WB4FBbK8b31n_vqVk3OaU4/s1600/2011_Gruzja_Ananuri.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWaa9PbQ84G8i9f_0nuZLxTNuaBIgQPQsE2BARICRLxX6vblcTFlgmbEqQbTvmklZLO0Wzcnymn-Squ1aDmZ_R-z-dOHV5ftsyKDgfvURrHSNd6LXdOASJ-WB4FBbK8b31n_vqVk3OaU4/s1600/2011_Gruzja_Ananuri.jpg" height="640" width="480" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="font-size: small;">Twierdza w Ananuri</span></i></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
W Ananuri znajduje się również kilka budek z pamiątkami, a wśród nich wyróżnia się jedna z przyczepioną polską flagą. Jak się okazuje sprzedawcą jest tam Timur, po polsku Tomasz, którego pradziadek przyjechał do Gruzji po powstaniu listopadowym. Timur nie mówi już zbyt wiele po polsku, ale uważa się za Polaka, taką narodowość ma wpisaną w paszporcie i jest z tego dumny. A zdarza się, że napotkanych Polaków częstuje domowej roboty czaczą - mocnym alkoholem z winogron (właściwie to bardzo mocnym, powyżej 70%).<br />
<br />
Z Ananuri jechaliśmy dalej autostopem. Ani razu nie musieliśmy długo czekać, a kierowcy chętnie zatrzymywali się w miejscach widokowych, byśmy mogli nacieszyć się piękną panoramą gór.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9qK3yFox_zuQ-ozeGP7NOR1RgzAtQ1VAnnz64WlKp_oPuz-R047tURESvAkvcdHctaMrTdlBulNA2McuxMpAkW7R-Vk5fDpTR2jU0yINGnTmZ0QzpClI2dgWL2cQv6S2l0Qhs8LD-LYM/s1600/2011_Gruzja_Droga_Wojenna.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj9qK3yFox_zuQ-ozeGP7NOR1RgzAtQ1VAnnz64WlKp_oPuz-R047tURESvAkvcdHctaMrTdlBulNA2McuxMpAkW7R-Vk5fDpTR2jU0yINGnTmZ0QzpClI2dgWL2cQv6S2l0Qhs8LD-LYM/s1600/2011_Gruzja_Droga_Wojenna.jpg" height="140" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Gruzińska Droga Wojenna, niedaleko Gudauri</i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Naszym celem było miasteczko Stepancminda znane bardziej pod wcześniejszą nazwą Kazbegi. Jest to ostatnia osada przed granicą rosyjską. W sezonie opanowana przez turystów, głównie z Polski. Jest tam kilka nienajgorszych restauracji i sklepów zaopatrzonych w pyszne gruzińskie wino. Ale do Kazbegi przyjeżdża się z innego powodu - dla gór.<br />
<br />
Obowiązkowym punktem każdej wycieczki jest kościół Cminda Sameba (św. Trójcy). Często określany Gergeti od nazwy wzgórza świątynnego. Wejście na wzgórze zajmuje dwie godziny i naprawdę warto to zrobić, bo roztaczają się stamtąd niesamowite widoki. W zasięgu wzroku (i dwudniowego marszu) jest również Kazbek.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhytCdoNnHepa8IUGsbgplyR2wNEh-n6dhC9Fp1ZQZbLZZVrx3Xc0O3-0lBEnmkLGRqvb8FGnhSTPV1IREJ42xkYu3RcVeNeVHI2eyU-2qFh2s7pciz0S3xwcM3zNLy7lCcPUnIn09RyOQ/s1600/2011_Gruzja_Cminda_Sameba.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhytCdoNnHepa8IUGsbgplyR2wNEh-n6dhC9Fp1ZQZbLZZVrx3Xc0O3-0lBEnmkLGRqvb8FGnhSTPV1IREJ42xkYu3RcVeNeVHI2eyU-2qFh2s7pciz0S3xwcM3zNLy7lCcPUnIn09RyOQ/s1600/2011_Gruzja_Cminda_Sameba.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: x-small;"><i><span style="font-size: small;">Widok na kościół św. Trójcy z górą Kazbek w tle</span></i></span></td></tr>
</tbody></table>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Kazbek (w języku gruzińskim Mkinwarcweri, czyli Zamarznięty Szczyt / Lodowiec) to siódmy najwyższy szczyt Kaukazu, o wysokości 5047 m n.p.m. Góra wznosi się na granicy Gruzji i Rosji, w tym miejscu czasami uznawaną także za granicę Azji i Europy.<br />
<br />
Mimo, że nie wdrapaliśmy się na szczyt góry Kazbek, to dotarliśmy do granicy gruzińsko-rosyjskiej. Od niedawna jest ona otwarta, niestety jeszcze nie dla wszystkich - jak się dowiedzieliśmy, turyści z Unii Europejskiej nie mogą jej przekroczyć. Ruch jest nieduży, choć jest to jedyne przejście graniczne pomiędzy tymi państwami, które nie znajduje się na terenie separatystycznych republik Abchazji i Osetii Południowej.<br />
<br />
Dalej na północ nie mogliśmy już jechać, więc udaliśmy się z powrotem do Tbilisi. Znowu na krótko...Adam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-42553146714453300782011-09-02T00:48:00.001+02:002014-01-06T00:01:54.957+01:00Mccheta - dawna stolica GruzjiMccheta to malutkie miasteczko, położone zaledwie 20 km na północ od Tbilisi. Przez kilka wieków tam znajdowała się stolica gruzińskiego królestwa Iberii, tam też Gruzini przyjęli chrześcijaństwo jako religię państwową (w 337 roku, więc wcześniej niż np. w Starożytnym Rzymie). Do tej pory gruziński patriarcha ma swoją siedzibę właśnie w Mcchecie.<br />
Dla Gruzinów jest to miasto święte, więc zapomnijcie o wchodzeniu do cerkwi w krótkich spodenkach :) Na honorowym miejscu znajduje się tu pomnik Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwiliego o pseudonimie Stalin - wciąż bardzo szanowanego przez Gruzinów. Bo chociaż on sam chciał odciąć się od swoich gruzińskich korzeni, to za jego czasów podobno żyło się wygodnie. Wiele pomników Stalina zostało już usuniętych (m.in. ten z miejsca urodzenia - Gori), ten się uchował:<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpUsepN2OLgJNBzx90t7V5thFcx9PHnsvYAz8qJGw70WU7K5WucFn6Tc0FT5TW5KtfNL2uOGpMCd3W89sGgU0K7VBx5eLno5fZDF0KgunEKT3dZo_gndDsCYtF9oQHZjcTmDxVKNNgD_Q/s1600/2011_Gruzja_Mccheta_Stalin.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpUsepN2OLgJNBzx90t7V5thFcx9PHnsvYAz8qJGw70WU7K5WucFn6Tc0FT5TW5KtfNL2uOGpMCd3W89sGgU0K7VBx5eLno5fZDF0KgunEKT3dZo_gndDsCYtF9oQHZjcTmDxVKNNgD_Q/s1600/2011_Gruzja_Mccheta_Stalin.jpg" height="480" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>Mccheta: Józef Stalin, a w tle klasztor Samtawro</i></span></td></tr>
</tbody></table>
Z Mcchety koniecznie trzeba wybrać się do klasztoru Dżwari (Krzyża). Monastyr mieści się na wzgórzu, z którego roztacza się piękna panorama miasta oraz ujścia rzeki Aragwi do Kury. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to widać stamtąd również katedrę Sweti Cchoweli - chyba najpiękniejszą cerkiew, którą odwiedziliśmy w Gruzji. Historia obydwu kościołów jest związana ze św. Nino. W miejscu, gdzie dziś stoi monastyr, Święta postawiła krzyż (zachowały się jego fragmenty). Natomiast tam gdzie znajduje się katedra, według legendy wcześniej rosło drzewo cedrowe, które przesunęło się dopiero po modlitwach św. Nino.<br />
Prawda to czy nieprawda, ale faktem jest, że miasto jest bardzo piękne. W 1994 roku zostało wpisane na listę UNESCO, co może być dodatkowym powodem, by tam zajrzeć. <br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_8cNMAQv7oao3Oh_qmZKjdsfdEEFhpD7mXzowq5OwpYtqPDR48QlatsmTb7tOoiIfY9VVxG76iU5UsB7565H-ibdkMJnIpFnxdM-EcCSNtV_noxZBb6jR2TNOrDUk0a-xQ1sdX4rOeKc/s1600/2011_Gruzja_Mcheta_widok.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_8cNMAQv7oao3Oh_qmZKjdsfdEEFhpD7mXzowq5OwpYtqPDR48QlatsmTb7tOoiIfY9VVxG76iU5UsB7565H-ibdkMJnIpFnxdM-EcCSNtV_noxZBb6jR2TNOrDUk0a-xQ1sdX4rOeKc/s1600/2011_Gruzja_Mcheta_widok.jpg" height="194" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i><span style="font-size: small;">Widok na Mcchetę spod klasztoru Dżwari</span></i></td></tr>
</tbody></table>
<br />
A z Mcchety to już tylko rzut beretem i jesteśmy na Gruzińskiej Drodze Wojennej. Ale o tym będzie następny wpis...Adam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-29094885370317979862011-08-27T20:14:00.001+02:002014-01-05T23:16:20.610+01:00Dlaczego Gruzja?<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyzPKWE_gcFuBH0TafxrYbmcmeT3LZVLCfN25eG6A8sclGbM0_8PXS4LDkHHPLzNw1lJn6RnU6kGKbbD4EeNP6uSfKfoAfXFjjn71HQEeXf88IdSyU-RXfVJJ5fRoZFiopTZ7y3gzEBeI/s1600/2011_Gruzja_kapliczka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyzPKWE_gcFuBH0TafxrYbmcmeT3LZVLCfN25eG6A8sclGbM0_8PXS4LDkHHPLzNw1lJn6RnU6kGKbbD4EeNP6uSfKfoAfXFjjn71HQEeXf88IdSyU-RXfVJJ5fRoZFiopTZ7y3gzEBeI/s640/2011_Gruzja_kapliczka.jpg" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>kapliczka w Kaukazie Wysokim</i></span></td></tr>
</tbody></table>
Pomysły na podróż rodzą się w człowieku na wiele sposobów. Tym razem było tak:<br />
Gruzja chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu. Słyszałem dziesiątki opowieści o tym pięknym kraju. Wszyscy chwalili wino, gościnność mieszkańców, niesamowite widoki. Tam po prostu należało być.<br />
W 2010 roku ucieszyłem się bardzo z wiadomości, że Lot otwiera bezpośrednie połączenia z Warszawy do Tbilisi. A w 2011 ucieszyłem się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem, że to połączenie trafiło do promocji. Jeden szybki telefon do Asi: „Chcesz jechać na wakacje do Gruzji?”. „Jasne, że chcę”. „To jedziemy”. No i 5 minut później kupiliśmy bilety. Niestety tylko na 6 dni, na dłużej było już znacznie drożej – ale 6 dni w Gruzji jest zdecydowanie lepsze niż 0 dni w Gruzji :)<br />
Przed wyjazdem, żeby nie być zupełnie zielonymi, przeczytaliśmy dwie książki: „Gaumardżos” małżeństwa Mellerów i „Toast za przodków” Wojciecha Góreckiego (obydwie polecamy). Posiadając trochę wiedzy o odwiedzanym miejscu mogliśmy już wyruszać.<br />
<br />
<br />A Wam z czym kojarzy się Gruzja?Adam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-577604135273703221.post-54983027838186352852011-08-24T22:33:00.001+02:002011-08-24T22:46:13.790+02:00Wyruszamy!Witajcie u Chwedyków :)<br />
Blog został stworzony z zamysłem bycia blogiem podróżniczym. Będę pisał tutaj przede wszystkim o aktualnych, planowanych, ew. również przeszłych wyjazdach. Zapewne zdarzy się czasem wpis o tanich biletach lotniczych - większość naszych podróży zaczyna się właśnie od mojej niepohamowanej chęci kupienia promocyjnego biletu. Na blogu na pewno będzie dużo zdjęć, a czasem pewnie napiszę i o czymś zupełnie innym.<br />
Zapraszam, wkrótce będzie relacja z naszej "świeżej" wyprawy do Gruzji.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM7RnK45VkPnrsXxcpNWB0pDpSPQTGrbunt6pwWYXg0Qn7GGpKNWLhN58dnqPJgSQ8Uj9ixdQC5SI3H7a-3MGALTVqU6LTK_sp98Gh2jZy6mpB8fZ-dgM8RP6qKZteL_OkZaaJCStXb5s/s1600/DSC02617-1.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM7RnK45VkPnrsXxcpNWB0pDpSPQTGrbunt6pwWYXg0Qn7GGpKNWLhN58dnqPJgSQ8Uj9ixdQC5SI3H7a-3MGALTVqU6LTK_sp98Gh2jZy6mpB8fZ-dgM8RP6qKZteL_OkZaaJCStXb5s/s640/DSC02617-1.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-size: small;"><i>na Morzu Marmara, niedaleko Stambułu</i></span></td></tr>
</tbody></table>Adam Chwedykhttp://www.blogger.com/profile/15750097818834514845noreply@blogger.com1Kraków, Polska50.064650099999987 19.94497990000002149.985363599999985 19.732930900000021 50.143936599999989 20.157028900000022