niedziela, 16 października 2011

Tbilisi, pora wracać do domu

Stolica Gruzji nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia, lecz jest to całkiem sympatyczne miasto. Należy tylko jak najszybciej wydostać się z terenu dworca kolejowego, który jest niesamowicie zdezorganizowany i nieprzyjemny. Podobnie zresztą jest z dworcem autobusowym.

Wskakujemy więc do metra (jednego z najstarszych w byłym ZSRR) i dojeżdżamy do biznesowego centrum miasta - Alei Rustawelego. Przy niej mieszczą się najważniejsze budynki rządowe, muzea, ekskluzywne hotele i tanie hostele. W tym m.in. niezwykle popularny wśród Polaków Opera Hostel oraz ten, który my wybraliśmy - znacznie spokojniejszy Holiday.

Aleja Rustawelego biegnie od Placu Republiki do Placu Wolności. Tam zaczyna się już Stare Miasto. Nieco zaniedbane, niedoświetlone w nocy, z jednym deptakiem dla turystów i dziesiątkami restauracji.
Tutaj ulokowali się też sprzedawcy dywanów.

Tbilisi, Stare Miasto
Nad miastem wznoszą się ruiny twierdzy Narikala, warto tu wdrapać się dla pięknej panoramy miasta.

Jeśli ktoś ma dobry wzrok, to wypatrzy zbudowany po drugiej stronie rzeki nowy Pałac Prezydencki z niebieską szklaną kopułą, w nocy mieniącą się różnokolorowymi światłami.

panorama Tbilisi z twierdzy Narikala
Zdecydowanie łatwiej wypatrzeć główną katedrę kościoła gruzińskiego - Cminda Sameba (Świętej Trójcy). Jest ona największą świątynią Kaukazu oraz trzecim najwyższym kościołem prawosławnym na świecie. Ukończona została w 2004 roku i jest najbardziej wyrazistym symbolem gruzińskiego odrodzenia religijnego w okresie postsowieckim.

Tbilisi, katedra Cminda Sameba
Przed gruzińskim parlamentem powiewa flaga Unii Europejskiej, na reprezentacyjnej Alei Rustawelego przymocowane są wielkie tablice z napisami po angielsku: "Priorytetem gruzińskiej polityki zagranicznej jest członkostwo w NATO".
Chyba jeszcze będą na to musieli trochę poczekać. Ale już teraz z Tbilisi można dojechać Aleją George'a W. Busha na lotnisko. My też musieliśmy wracać do domu...