Droga ta biegnie nieopodal Mcchety, zaraz poniżej klasztoru Dżwari. Niestety jedyną opcją, by się na nią dostać korzystając z transportu publicznego, jest powrót na dworzec autobusowy do Tbilisi i przesiadka na inną marszrutkę. My nie chcieliśmy tracić czasu na jeżdżenie tam i z powrotem, więc wybraliśmy się na północ Gruzji autostopem. Jedno machnięcie i zatrzymał się pierwszy kierowca, który zawiózł nas aż do Ananuri.
Twierdza Ananuri położona jest nad pięknym sztucznym jeziorem Żinwali. Gdy powstawała w XVII wieku, jeziora jeszcze nie było. Aktualnie Ananuri to przede wszystkim dwie cerkwie: Panny Marii i Wniebowstąpienia. Budynki otoczone są murami, a całości dopełniają zniszczone wieże, na które można próbować się wdrapać (na własną odpowiedzialność).
Twierdza w Ananuri |
Z Ananuri jechaliśmy dalej autostopem. Ani razu nie musieliśmy długo czekać, a kierowcy chętnie zatrzymywali się w miejscach widokowych, byśmy mogli nacieszyć się piękną panoramą gór.
Gruzińska Droga Wojenna, niedaleko Gudauri |
Obowiązkowym punktem każdej wycieczki jest kościół Cminda Sameba (św. Trójcy). Często określany Gergeti od nazwy wzgórza świątynnego. Wejście na wzgórze zajmuje dwie godziny i naprawdę warto to zrobić, bo roztaczają się stamtąd niesamowite widoki. W zasięgu wzroku (i dwudniowego marszu) jest również Kazbek.
Widok na kościół św. Trójcy z górą Kazbek w tle |
Mimo, że nie wdrapaliśmy się na szczyt góry Kazbek, to dotarliśmy do granicy gruzińsko-rosyjskiej. Od niedawna jest ona otwarta, niestety jeszcze nie dla wszystkich - jak się dowiedzieliśmy, turyści z Unii Europejskiej nie mogą jej przekroczyć. Ruch jest nieduży, choć jest to jedyne przejście graniczne pomiędzy tymi państwami, które nie znajduje się na terenie separatystycznych republik Abchazji i Osetii Południowej.
Dalej na północ nie mogliśmy już jechać, więc udaliśmy się z powrotem do Tbilisi. Znowu na krótko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz