wtorek, 12 listopada 2013

Miasto El Che - Santa Clara

Zwiedzanie Santa Clary rozpoczynamy od poszukiwania kawy i śniadania. Nie jest to takie łatwe. Przemierzamy kawałek centrum, oglądamy pomnik wykolejenia pociągu przez Che i jego kompanów...

Monumento a la Toma de Tren Blindado
oraz kolejny pomnik przed biurem partii...

Che y Niño
i dopiero później – w drodze na wzgórze Loma del Capiro z – oczywiście – pomnikiem El Che i najlepszym widokiem na całe miasto, zatrzymujemy się na kawę i ciastka przed domem pewnej starszej pani.
Jest to jedna z popularnych na Kubie kawiarni domowych – menu wystawiane jest przed domem, a posiłki/napoje przygotowywane są w domu. Je się oczywiście na stojąco na zewnątrz, no i całkiem często zdarza się, że czegoś brakuje – np. mleka do kawy ;) Jest za to bardzo tanio i pieniądze trafiają do miejscowych.
W drodze powrotnej do centrum też zatrzymujemy się przy straganie z ciastkami i stwierdzamy, że chyba tak będziemy się odżywiać w czasie tych wakacji. Coś konkretniejszego, czyli kanapki jemy dopiero na tarasie kawiarni przy Parku Vidal.
Z tarasu idziemy przez park do biura Cubanatour, żeby kupić bilety do Fábrica de Tabacos Constantino Pérez Carrodegua, czyli fabryki cygar. Bilety na wycieczkę z przewodnikiem mówiącym w jęz. angielskim kosztują 4 CUC od osoby. Niestety nie można robić zdjęć, ale wycieczka jest bardzo pouczająca i ciekawa. Oglądamy pracę przy zwijaniu i sklejaniu cygar. Dowiadujemy się, że cygara składają się z dwóch rodzajów liści tytoniu i sklejane są syropem klonowym, sprowadzanym z Kanady. W fabryce na ścianach oczywiście wiszą obrazy przedstawiające Fidela, Che oraz hasła zachęcające do ciężkiej pracy. Z tyłu sali znajduje się miejsce, w którym nowi pracownicy uczą się zwijać cygara. Nauka zajmuje 9 miesięcy. Jest tam też kącik, w którym pracownicy spędzają przerwy. Zostajemy też poinformowani, że w zależności od tego, ile cygar zwinie dany pracownik, zarabia się od 40 do 60 CUC na miesiąc.
Z fabryki idziemy na drugą stronę ulicy do sklepu z kubańskimi rumami i cygarami. Kupujemy jedno cygaro na pamiątkę i pijemy kubański odpowiednik Coca-Coli, czyli Maltę.

uliczki Santa Clary
Potem spacerujemy jeszcze trochę po mieście, zahaczamy o knajpkę z mojito, kupujemy pysznego ananasa, którego później konsumujemy w Parku Vidal. W planie mamy jeszcze odwiedzenie dworca autobusowego, żeby kupić bilety do Caibarién. Jedziemy tam bicitaxi, które jest tu popularnym środkiem transportu. Mi jest trochę głupio, że ktoś się musi tyle namęczyć i napedałować, żeby mnie zawieźć, ale tłumaczę sobie, że sam chciał, no i cieszy się, że sobie zarobi.
Pod dworcem oczywiście dopadają nas taksówkarze. W kasie okazuje się, że autobusy nie jeżdżą do Caibarién, ani do Remedios, więc się targujemy z taksówkarzami i umawiamy się na następny dzień rano na wyjazd. Kierowca jest tak szczęśliwy, że się z nim zgodziliśmy jechać, że proponuje nam darmową podwózkę do mauzoleum Che i potem do centrum Santa Clary. Odmawiamy jednak i idziemy tam sami. 

Niedaleko dworca autobusowego znajduje się kolejny pomnik El Che, muzeum opowiadające o jego życiu i mauzoleum, zawierające jego prochy przeniesione tu w 1997 roku z masowego grobu w Boliwii. Po odwiedzeniu tego miejsca mamy poczucie, że cała Santa Clara to jedno wielkie muzeum Che Guevary.

Po powrocie do centrum idziemy jeszcze na kolację do restauracji El Alba, w której płaci się w moneda nacional. Mają tam dobre jedzenie i zgadzają się przygotować dla mnie danie wegetariańskie, czyli – tradycyjnie – ryż z warzywami.

Ostatnim punktem programu tego dnia jest knajpa, którą wypatrzyliśmy już wcześniej. Idziemy tam na drinki i okazuje się, że akurat grają tam kubańską muzykę na żywo.

Che jest wszędzie, nawet w barze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz