Zwiedzanie Santa
Clary rozpoczynamy od poszukiwania kawy i śniadania. Nie jest to takie łatwe. Przemierzamy kawałek centrum, oglądamy pomnik wykolejenia pociągu przez Che i jego kompanów...
oraz kolejny pomnik przed biurem partii...
i dopiero później –
w drodze na wzgórze Loma del Capiro z – oczywiście – pomnikiem El Che i najlepszym widokiem na całe
miasto, zatrzymujemy się na kawę i ciastka przed domem pewnej starszej pani.
Monumento a la Toma de Tren Blindado |
![]() |
Che y Niño |
Jest to jedna z
popularnych na Kubie kawiarni domowych – menu wystawiane jest przed domem, a
posiłki/napoje przygotowywane są w domu. Je się oczywiście na stojąco na
zewnątrz, no i całkiem często zdarza się, że czegoś brakuje – np. mleka do
kawy ;) Jest za to bardzo tanio i pieniądze trafiają do miejscowych.
W drodze
powrotnej do centrum też zatrzymujemy się przy straganie z ciastkami i
stwierdzamy, że chyba tak będziemy się odżywiać w czasie tych wakacji. Coś
konkretniejszego, czyli kanapki jemy dopiero na tarasie kawiarni przy
Parku Vidal.
Z tarasu
idziemy przez park do biura Cubanatour, żeby kupić bilety do Fábrica
de Tabacos Constantino Pérez Carrodegua, czyli fabryki cygar. Bilety
na wycieczkę z przewodnikiem mówiącym w jęz. angielskim kosztują 4 CUC od osoby.
Niestety nie można robić zdjęć, ale wycieczka jest bardzo pouczająca i ciekawa.
Oglądamy pracę przy zwijaniu i sklejaniu cygar. Dowiadujemy się, że cygara
składają się z dwóch rodzajów liści tytoniu i sklejane są syropem klonowym, sprowadzanym
z Kanady. W fabryce na ścianach oczywiście wiszą obrazy przedstawiające Fidela,
Che oraz hasła zachęcające do ciężkiej pracy. Z tyłu sali znajduje się miejsce,
w którym nowi pracownicy uczą się zwijać cygara. Nauka zajmuje 9 miesięcy. Jest
tam też kącik, w którym pracownicy spędzają przerwy. Zostajemy też poinformowani, że
w zależności od tego, ile cygar zwinie dany pracownik, zarabia się od 40 do 60
CUC na miesiąc.
Z fabryki
idziemy na drugą stronę ulicy do sklepu z kubańskimi rumami i cygarami.
Kupujemy jedno cygaro na pamiątkę i pijemy kubański odpowiednik Coca-Coli,
czyli Maltę.
Potem
spacerujemy jeszcze trochę po mieście, zahaczamy o knajpkę z mojito,
kupujemy pysznego ananasa, którego później konsumujemy w Parku Vidal. W planie mamy jeszcze odwiedzenie dworca autobusowego, żeby kupić bilety do Caibarién.
Jedziemy tam bicitaxi, które jest tu popularnym środkiem transportu. Mi jest trochę głupio, że ktoś się musi tyle namęczyć i napedałować, żeby mnie
zawieźć, ale tłumaczę sobie, że sam chciał, no i cieszy się, że sobie zarobi.
![]() |
uliczki Santa Clary |
Pod dworcem
oczywiście dopadają nas taksówkarze. W kasie okazuje się, że autobusy nie jeżdżą
do Caibarién, ani do Remedios, więc się targujemy z taksówkarzami i umawiamy się na
następny dzień rano na wyjazd. Kierowca jest tak szczęśliwy, że się z nim
zgodziliśmy jechać, że proponuje nam darmową podwózkę do mauzoleum Che i
potem do centrum Santa Clary. Odmawiamy jednak i idziemy tam sami.
Niedaleko dworca autobusowego znajduje się kolejny pomnik El Che, muzeum opowiadające o jego życiu i mauzoleum, zawierające jego prochy przeniesione tu w 1997 roku z masowego grobu w Boliwii. Po odwiedzeniu tego miejsca mamy poczucie, że cała Santa Clara to jedno wielkie muzeum Che Guevary.
Niedaleko dworca autobusowego znajduje się kolejny pomnik El Che, muzeum opowiadające o jego życiu i mauzoleum, zawierające jego prochy przeniesione tu w 1997 roku z masowego grobu w Boliwii. Po odwiedzeniu tego miejsca mamy poczucie, że cała Santa Clara to jedno wielkie muzeum Che Guevary.
Po powrocie do
centrum idziemy jeszcze na kolację do restauracji El Alba, w której płaci się
w moneda nacional. Mają tam dobre jedzenie i zgadzają się przygotować dla mnie
danie wegetariańskie, czyli – tradycyjnie – ryż z warzywami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz