Po standardowym
śniadaniu (omlet + chleb + ser żółty + szynka + ananas + papaja + sok +
kawa + mleko) bierzemy rowery (jeden
lepszy – od Ernesto, a drugi gorszy – od jego sąsiada) i wyruszamy na
wycieczkę. Najpierw oczywiście do centrum Viñales i na północ przez wioskę.
Pierwszym przystankiem jest Cueva de San Miguel – jaskinia, do której wchodzi
się przez bar (mają tam dobre drinki) i w której w czasach kolonialnych
ukrywali się uciekający niewolnicy.
 |
Cueva de San Miguel, Viñales |
Teraz jaskinia jest wybetonowana i są w
niej węże (wyrzeźbione) oraz nietoperze (prawdziwe). Na drugim końcu jaskini
znajduje się restauracja. Nie dajemy się skusić na nic do jedzenia i jedziemy
dalej – do Cueva del Indio. Zamiast wchodzić do wnętrza jaskini, siedzimy w
knajpce przy wejściu (wygląda na to, że na Kubie do i z każdej jaskini droga
wiedzie przez knajpę), pijąc świeżo wyciśnięty sok z trzciny cukrowej.
 |
wyciskanie soku z trzciny cukrowej |
Niedaleko jaskini
znajduje się farma San Vincento. Chcemy zobaczyć tamtejszą uprawę tytoniu, więc
wybieramy się na spacer. Po chwili spotykamy starszego Kubańczyka, który
namawia nas na wycieczkę na punkt widokowy z nim w roli przewodnika. Zgadzamy
się, idziemy dosyć długo najpierw pod górę, potem w dół i tak kilka razy, po
drodze oglądając ptaki, których nazw i tak nie znamy i nie rozumiemy po
hiszpańsku. W końcu docieramy do zagrody ze świniami. Siadamy w cieniu chaty, a
nasz przewodnik w tym czasie karmi trzodę. Byłoby pięknie, gdyby nie to, że do
chatki przywiązany jest wychudzony psiak, który nie dostał nic do jedzenia…
 |
Płaskodziobek kubański |
Wyruszamy dalej i
w końcu docieramy na punkt widokowy, z którego widać morze, PGR o nazwie
Republica de Chile, góry i okoliczne wioski. Niestety w drodze powrotnej
przewodnik również nie pamięta o tym, żeby nakarmić psiaka. Pytam go więc, czy
ten pies nie je, ale nie uzyskuję odpowiedzi, a na dodatek przewodnik jest
obrażony i nie odzywa się do nas przez całą drogę powrotną.
Po zejściu z góry
i oschłym pożegnaniu z przewodnikiem, jedziemy znowu do Viñales. Jedzie się
ciężko, bo akurat jest największy upał, a moje przerzutki średnio działają. No
ale dajemy radę. W końcu miejscowi jeżdżą na gorszych rowerach.
W Viñales
trafiamy do tej samej restauracji, co wczoraj. Już wiemy, że porcje są duże, więc
bierzemy jedno danie na spółkę. Dodaje nam to sił, żeby popedałować dalej – do
Mural de la Prehistoria.
 |
Mural de la Prehistoria |
Po drodze mijamy
małe drewniane domki. Przed jeden z nich wychodzi kobieta i woła nas, żebyśmy
się zatrzymali. Zaprasza nas do domu, częstuje sokiem, a potem zaczyna
opowiadać, jaka jest biedna i jak ciężko jej się żyje. No i oczywiście chce,
żebyśmy dali jej jakieś kosmetyki, ubrania itp. Niestety – jak zawsze – w
podróż zabraliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Kupujemy od niej więc tylko
trochę kawy i jedziemy dalej.
Mural de la Prehistoria
absolutnie nie przypada nam do gustu, ale niedaleko niego znajduje się punkt
widokowy z widokiem na niepomalowane góry :)
 |
dolina Viñales |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz