Wstajemy wcześnie, żeby dotrzeć na czas na autobus do Sancti Spiritus. Jemy szybko
śniadanie (tym razem bez awokado), żegnamy się z Rolando i Emmą i –
uzbrojeni w wizytówkę kolejnego casa particular – docieramy na dworzec. Tam
niestety okazuje się, że nie wiadomo, czy będą dla nas bilety, bo inni
pasażerowie mają rezerwacje (nam poprzedniego dnia powiedziano, że mamy po
prostu przyjść pół godziny przed odjazdem, bo rezerwacja nie jest potrzebna).
Musimy czekać, aż wszyscy kupią bilety. Na końcu okazuje się, że jest dla
nas miejsce. Uff. Jeszcze tylko trzeba zapłacić za bagaż (jak nigdy
wcześniej) i wyruszamy.
Widoki z autobusu są piękne – góry, palmy i pola. Żałujemy, że nie możemy wysiąść na chwilę.
W Sancti Spiritus na dworcu czeka na nas już właściciel casa
particular, w którym teoretycznie mamy się zatrzymać. Najpierw jednak idziemy zarezerwować bilety na kolejny dzień do Ciego de Ávila, żeby tym
razem uniknąć niespodzianek.
Właściciel casa
particular okazuje się niesympatyczny, a na dodatek towarzyszy mu taksówkarz,
który chce od nas 3 CUC za podwiezienie do centrum miasta. Buntujemy się, bo wiemy, że to tylko 2
km. Postanowiliśmy iść i choć wszyscy mówią, że to daleko,
docieramy tam w niecałe pół godziny. Na miejscu wita nas niemiła obsługa, a
pokój średnio nam się podoba, więc rezygnujemy i idziemy gdzie indziej.
Tam z właścicielką nie umiemy się za bardzo dogadać – na wszystkie nasze
pytania odpowiada, że nie ma jej męża i że jest sama. Ostatecznie zgadzamy się na jej cenę i na śniadanie i idziemy zwiedzać miasto.
Właściwie jesteśmy już głodni, więc mimo wczesnej pory idziemy do polecanej w naszym przewodniku
restauracji z widokiem na słynny – najstarszy na Kubie – most. Niestety mają tam tylko jedno danie „do wyboru”, a most nie zrobił na nas piorunującego wrażenia ;)
![]() |
Most Yayabo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz