czwartek, 21 listopada 2013

Sancti Spiritus

Wstajemy wcześnie, żeby dotrzeć na czas na autobus do Sancti Spiritus. Jemy szybko śniadanie (tym razem bez awokado), żegnamy się z Rolando i Emmą i – uzbrojeni w wizytówkę kolejnego casa particular – docieramy na dworzec. Tam niestety okazuje się, że nie wiadomo, czy będą dla nas bilety, bo inni pasażerowie mają rezerwacje (nam poprzedniego dnia powiedziano, że mamy po prostu przyjść pół godziny przed odjazdem, bo rezerwacja nie jest potrzebna). Musimy czekać, aż wszyscy kupią bilety. Na końcu okazuje się, że jest dla nas miejsce. Uff. Jeszcze tylko trzeba zapłacić za bagaż (jak nigdy wcześniej) i wyruszamy.
Widoki z autobusu są piękne – góry, palmy i pola. Żałujemy, że nie możemy wysiąść na chwilę. 
W Sancti Spiritus na dworcu czeka na nas już właściciel casa particular, w którym teoretycznie mamy się zatrzymać. Najpierw jednak idziemy zarezerwować bilety na kolejny dzień do Ciego de Ávila, żeby tym razem uniknąć niespodzianek.
Właściciel casa particular okazuje się niesympatyczny, a na dodatek towarzyszy mu taksówkarz, który chce od nas 3 CUC za podwiezienie do centrum miasta. Buntujemy się, bo wiemy, że to tylko 2 km. Postanowiliśmy iść i choć wszyscy mówią, że to daleko, docieramy tam w niecałe pół godziny. Na miejscu wita nas niemiła obsługa, a pokój średnio nam się podoba, więc rezygnujemy i idziemy gdzie indziej. Tam z właścicielką nie umiemy się za bardzo dogadać – na wszystkie nasze pytania odpowiada, że nie ma jej męża i że jest sama. Ostatecznie zgadzamy się na jej cenę i na śniadanie i idziemy zwiedzać miasto.
Właściwie jesteśmy już głodni, więc mimo wczesnej pory idziemy do polecanej w naszym przewodniku restauracji z widokiem na słynny – najstarszy na Kubie – most. Niestety mają tam tylko jedno danie „do wyboru”, a most nie zrobił na nas piorunującego wrażenia ;)

Most Yayabo
Sancti Spiritus jest bardzo spokojne – jak większość kubańskich miast. Chodzimy trochę opustoszałymi uliczkami, zwiedzamy kościół i targ, wstępujemy na kawę do hotelowej restauracji (niehotelowej nie umiemy znaleźć). Trochę pada, więc chowamy się z miejscowymi pod dachem na przystanku i polujemy z aparatem na przejeżdżające stare samochody.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz